Ten film dobitnie pokazuje, że błędy popełnione przez kobietę we wczesnych latach życia dziecka, rzutują potem na jego przyszłe losy. Jeśli uznamy słuszność tej tezy, w prostej linii okaże się, że to nie politycy, a matki, nazywane także bardzo nieładnie przez niektórych "kurami domowymi", rządzą światem.
Nie twierdzę, że Eva reprezentuje w tym filmie zło. Problem polega na tym, że zbyt długo uczyła się być matką(jest wiele kobiet, które boją się macierzyństwa, ale gdy dziecko pojawia się na świecie - odżywają). Mógł być to efekt przedłużającej się depresji poporodowej, ale i mogła zwyczajnie nie nadawać się do tej roli, która przecież wymaga uznania m.in. stateczności, cierpliwości, dzielenia z kimś bliskości. Evę natomiast fascynowały podróże, poznawanie świata, czyli ciągłe zmiany. To zdecydowanie typ kobiety wyzwolonej, nowoczesnej, energicznej. Jestem przekonany, że nigdy nie marzyła o tym, aby osiąść na stałe w pałacyku na wsi i mieszkać tam do późnej starości.
Dwie sceny mówią właściwie wszystko o matczynych umiejętnościach głównej bohaterki. Pierwsza - Eva próbuje uspokoić płaczącego niemowlaka(niby wykazuje chęci, ale trzyma dziecko na dystans, na jej twarzy rysuje się zniesmaczenie, powiedziałbym nawet brutalniej - zgorszenie ; dlaczego nie próbuje przekazać mu trochę matczynego ciepła?). Druga - podczas spaceru z wózkiem Eva napotyka na pracujących w hałasie robotników, zatrzymuje się przy nich i stoi tak przez dłuższy czas, sprawiając wrażenie, jakby z góry zakładała, że nie da się uspokoić płaczącego dziecka.
Tak nie zachowuje się normalna matka.