Muszę przyznać, że jestem poruszony... oceną tego filmu. Po prostu nie mam bladego pojęcia, czym można się tutaj zachwycać. Ten film, to jeden z najgorszych gniotów, jakie ostatnio widziałem. Przeleżałem te dwie godziny, czekając na jakąś ciekawszą scenę, jakieś sensowne zawiązanie fabuły, no i się nie doczekałem. Szczerze mówiąc, byłem pełen optymizmu zabierając się za oglądanie, bo temat wydawał mi się faktycznie ciekawy, a ogólny zarys dość intrygujący. Niestety, zawiodłem się dramatycznie. Mimo dobrego pomysłu scenariusz był niedopracowany i prosty. Autorzy starali się go wystylizować na głęboki i filozoficzny, co wyszło żałośnie. Pseudo psychologiczne badziewie. Jakieś pomieszanie Omenu ze Słoniem, eh.. okropne...
Boli także to, że chociaż film jest długi i monotonny, już po pierwszych kilkunastu minutach, praktycznie wiadomo co się zdarzy/zdarzyło.. no może oprócz tego, że powystrzelał ich łukiem, a nie powybijał automatem lub zatłukł siekierą - niesamowity powiew awangardy - chylę czoło. I człowiek czeka do ostatniej sceny na jakieś zaskakujące zakończenie, szokujący zwrot akcji albo chociaż jakąś mądrą sentencję, a tu wszystkie nadzieje brutalnie rozwiewają napisy końcowe.
Przepraszam, że tak zrzędzę, ale film mnie okrutnie rozczarował, więc musiałem się gdzieś wypłakać. Może zakończę miłym akcentem i pochwalę aktorów, którzy mimo płytkich kwestii i scenariusza, przyzwoicie wykonali swoje zadanie. Według mnie, szczególnie sprawdził się Ezra Miller - pasował do roli i był dość przekonujący.