Nie lubimy zagladac w swoje wnetrze, wolimy udawac ze wiemy o sobie wszystko, a przynajmniej wiemy, ze pewnych rzeczy po prostu nigdy nie zrobimy, ze zlo -nazwijmy to umownie- tkwi w kims innym. Lynn Ramsey mowi nam ze Prawda jest inna. I wlasnie o tym dla mnie jest ten film, pomijajac oczywiste kwestie ktore w tym obrazie sa poruszane-proces wychowawczy, odpowiedzialnosc rodzicow za ksztaltowanie naszej osobowosci, na ile pewne cechy osobowosciowe sa w nas zapisane juz genetycznie a na ile ksztaltuja sie w zderzeniu z szeregiem roznych czynnikow srodowiskowo-spolecznych. Eve genialnie zagrana przez jedna z moich ulubionych aktorek Tilde Swinton,( z ktora kiedys w zyciu mam nadzieje posiedziec przy winie albo przy czyms mocniejszym i troche pogadac::):):) juz wie. I ta wiedza, ktorej widz doswiadcza ze swoja bohaterka jest najmocniejszy,m punktem calego filmu. Jest jego jadrem wokol ktorego wszystko sie kreci. Zadnej innej aktorce nie udaloby sie to co Swinton -porozmawiala o Kevinie. Nie byla to przyjemna rozmowa. Takie chwile w kinie kocham-dialog z widzem. Zywy, mocny, bezkompromisowy. Jedna rzecz, ktora mi nie podobala to zbyt jak dla mnie sztampowe przedstawienie postaci Kevina- vide demoniczne dziecko/nastolatek/ do tego diablo inteligentne. Jednak nawet takie ujecie mialo swoj sens w tym filmie-i matka i syn nawzajem przegladali sie w swoich obliczach. Kurde naprawde dobry film. Szkoda tylko ze moje oczekiwania poszly troszke w inna strone zanim zabralem sie do ogladania. Domyslam sie ze nie tylko ja czekalem te pare dobrych miesiecy na to zeby w koncu sie dorwac i rzucic galami. No ale warto bylo jak najbardziej- chcialbym zeby Tilda byla do Oscara nominowana nalezy jej sie jak nic. I moze nawet by tego Oscara dostala ale Meryl Meryl ach ta Meryl...:::):)