... przez niezrównoważoną i nieprzygotowaną na macierzyństwo matkę ;(
? hmmm... osobiście znam kilku. Nie ma lepszej matki niż twoja własna. Niezależnie co by się działo. Nie zapominajmy że to wizja reżysera. ;)
Nie zgodzę się z tobą. W postawie matki nie było nic niezrównoważonego, było zaś dużo miłości, która nie mogła się rozwinąć z powodu czy to choroby psychicznej czy zaburzeń osobowości dziecka.
Nie zgodzę się ani z pierwszym, ani z trzecim, choć trochę prawdy jest i w trzecim i w pierwszym...
Ja zgadzam się absolutnie z Twoją opinią. Nie widzę nic w jej postawie, co mogłoby świadczyć o jej niezrównoważeniu lub nie przygotowaniu do bycia matką. Sytuacje przedstawione w filmie, kiedy zdarzyło się jej postąpić impulsywnie były tylko wynikiem frustracji spowodowanej czymś, co moim zdaniem jest jest jedną z najgorszych sytuacji, jaka może spotkać matkę. Wypadałoby zadać sobie pytanie czy na jej miejscu, będąc kochającą matką, która tej miłości w żaden sposób nie może przekazać swojemu dziecku co więcej otrzymującą od swojego dziecka nienawiść w najczystszej postaci zawsze postąpilibyśmy w odpowiedni, racjonalny sposób? Nie miała kontroli nad tym, co działo się z jej dzieckiem, z istotą, którą stworzyła
Ale brednie. Totalnie nieprzygotowana do macierzyństwa, wyrodna matka bez instynktu. Żadne dziecko, nawet w tym filmie, nie rodzi się wyrodne. To ona zrobiła z niego dziwadło, bo sama dziwadłem była. Przez pierwszą połowę filmu, kiedy Kevin jest jeszcze brzdącem, wyraźnie to widać. Jest nieznośny, ale to jest tylko i wyłącznie efekt nieudolnych działań jego matki, która to wręcz bała się swego własnego dziecka, gardziła nim, "przyzwyczaiła się do niego", "nie lubiła go". Gdyby to ojciec wychowywał Kevina, który to miał bardzo dobre podejście do syna, to nic takiego by się nie stało. Matka wręcz maltretowała dziecko, szczególnie psychicznie. Miłości do syna nie miała, dlatego "skołowała" sobie córeczkę, by mieć kogoś do kochania, kogoś do obrony przed zimnem syna, które to zimno sama w nim obudziła (albo, wystarczy rzec, ciepła w nim nie obudziła).
Jeżeli nie zgadzasz się z moim zdaniem to w porządku, ale nie oceniaj go określającej mianem "brednie". Sokrates przewraca się w grobie. Wolałby wymianę zdań niż atakowanie opinii innych.
Też mi to nick sugerował, ale Twoje "wolałbym" w poprzednim komentarzu mnie zdezorientowało. ;)
Rozwieję więc wszelkie Twoje wątpliwości oficjalnym, publicznym oświadczeniem, że jestem kobietą.
Nie pozostaje mi chyba nic innego jak podziękować w imieniu swoim jak i całej społeczności Filmwebu.
nie kochala go ??? to napisz dlaczego poszla do niego do pierdla?? aż mnie zatkalo , ja bym go chyba zabila. Po prostu byla za miekka , dala sobie wejsc na głowe. Rozumiem ze miłość matki jest wielka ale bez przesady
było trzeba mu wpier*olić jak się stawiał to by zrozumiał co jest dobre a złe...
Było trzeba nauczyć matkę, że o dziecko się dba, a nie tylko CHODUJE :)
...poza tym kochająca mama złamała mu już rękę, nie pomogło.
Ręka to za mało... Powinna mu tą strzałę wbić w dupę. :D
btw. Na ch*j mu czytała tą książkę.. wbiła mu do głowy jakieś pierdoły typu Robin Hood..
---------------------------------------------------------------------------
Myślę, że zimny chów i ignorowanie uzasadnionych potrzeb dziecka poza tymi podstawowymi jak jedzenie i utrzymanie (m.in. poczucie bezpieczeństwa, akceptowania) może dawać właśnie takie efekty.
Ze strony ojca chłopak otrzymywał jako takie wsparcie, jednak ze strony matki spotykało go tylko odrzucenie (i to nieraz źle maskowane).
Kobieta nie była zainteresowana w zasadzie niczym poza sobą, obowiązki matki pełniła, bo pełniła. MUSIAŁA.
Mówienie synowi, że jest niechciany i niepotrzebny też nie było dobrym pomysłem.
...Jeśli uznać oschłą postawę wobec dziecka za właściwą, to owszem,
można powiedzieć, że mamunia była wzorowa.
Ojciec wspierał jedynie to, czego nie powinien - zaburzone zachowania syna. A matka, jakich wiele. Nie wychowanie odegrało tu najistotniejszą rolę, choć zapewne wpłynęło na rozwój wypadków. Kevin, jako istota wybitnie (!) inteligentna i ewidentnie społecznie zaburzona na poziomie chyba neurologicznym, w takim domu, z matką, która widziała w nim własne złe oblicze oraz durnowatym ojcem, z którego na każdym kroku robił palanta, nie mógł stać się stabilnym, uspołecznionym, przeciętnym człowiekiem. Oczywiście, to co zrobił, to zupełnie inna bajka. W każdym razie twierdzenie, że matka może stworzyć potwora uważam za nadużycie. W takim razie wszystkie dzieci ćpunek, dziwek i menelek, byłyby mordercami. A tak nie jest. Ponadto - to Eva była właśnie jedyną osobą, która szanowała Kevina jako pełnowartościową jednostkę ludzką, obserwowała go i myślę, że za dużo było w nim niej samej.
Myślę, że w tym właśnie było sedno, Kevin i Eva byli do siebie bardzo podobni, ale Kevin mówił na głos często to czego bałaby się powiedzieć Eva. Był, można powiedzieć, jej alterego. Nienawidzili się między innymi dlatego, że byli do siebie zbyt podobni. Oboje mieli trudne charaktery, oboje według mnie byli aspołeczni. Nawzajem sprawiali sobie ból, a Kevina wyjątkowo to bawiło. Zemsta na matce stała się jego hobby. Nie zważał na konsekwencje, na innych ludzi, liczyła się tylko ta zemsta. Kiedy dokonał tego co planował, czyli zabójstwo ojca, siostry i kilku znajomych ze szkoły po jakimś czasie zauważył, że nie miało to sensu. Jak sam powiedział kiedyś myślał, że wie po co to zrobił, ale teraz (w więzieniu) już nie był tego pewien. Zemsta tak go zaślepiała, że dopiero gdy jej dokonał zdał sobie sprawę z tego co zrobił i z tego, że nie miało to sensu. I dopiero wtedy Eva zrozumiała jak wielką ponosi w tym winę. Tak ja to widzę ;)
....a jednak zabił ojca i siostrę, a nie matkę. Kevin zarzucił matce, że się do niego przyzwyczaiła zamiast go pokochać. Na samym końcu zauważa, że została przy nim tylko owa matka, którą przez całe życie wielokrotnie odrzucał. Uświadamia sobie, że tak naprawdę tylko ona go kochała i tak jak wcześniej był pewien swoich pobudek, tak teraz nie do końca.
Nieprawda, bowiem ojciec rowniez z pewnoscia go kochal. Trudno sadzic, ze srobil to wszystko tylko kierujac sie zemsta na natce, bo przeciez ona byla dla niego dobra-owszem nie skakala z radosci na mysl o macierzynstwie ale starala sie nawiazac wiez z dzieckiem. Nie byla zla osoba, ale moze zabraklo jej wewnetrznych zasobow do obdarzenia swojego wlasnego dziecka prawdziwa miloscia (Obserwujemy nieporadne proby zblizenia sie do dziecka, ktore od najmlodszych lat jest trudne).'i film sugeruje, ze to moze sie przyczynic do powaznych zaburzen u dziecka-czy tak jest naprawde? Raczej nie. Co tez potwierdza normalnosc drugiego dziecka.
Tak ze tak jak pisalem w innym poscie, postac Kevina totalnie nietrafiona, jedyna ciekawa postacia w filmie do ogladania jest matka.
A czy ktoś zauważył, że to Kevin od początku sprawiał trudności matce? Robił wszystko na przekór, żeby jej utrudnić, chociaż dla ojca był milutki? Jak możecie obwiniać o wszystko matkę? O jej brak miłości, skoro ten dzieciak tą miłość odrzucał?
keira i greg_00 Przypomnijcie sobie trzy sceny: 1) zachowanie matki po porodzie, kiedy siedzi na łóżku STRUTA (bo co? nie będzie już doświadczać kolorowej jedności ze światem, jak na początku filmu, kiedy czerwony tłum unosi ją na ramionach a ona jest "taka szczęśliwa"?), 2) jak ta matka próbuje uspokoić płaczące niemowlę? Jak ona je trzyma? Pod pachy zamiast przytulić (do piersi! i nakarmić?). Trzyma płaczącego niemowlaka pod pachy i wyszczerza się (szeroki cheese!) zupełnie nieświadoma, że niemowlę NIE ODPOWIE jej uśmiechem, NIE PZRESTANIE płakać. Bo niemowlę najwyraźniej nie umie! Bo niemowlę potrzebuje tulenia, lulania (ojciec to wie! przypominacie sobie tę scenę?) uspokajającego głosu, przewinięcia, cyca wreszcie! 3) matka wykończona wielogodzinnym płaczem niemowlęcia staje z wózkiem na skrzyżowaniu i upaja się decybelami remontu nawierzchni jak najlepszą muzyką czy śpiewem ptaków, szczęśliwa że coś wreszcie zagłuszyło ten płacz! Ta kobieta powinna była pozostać w swoim wyimaginowanym świecie podróżniczki z bajki. /BTW całość opinii o tym filmie wrzuciłam do wątku "I Ewa porodziła Kaina..." / Pzdr
Czerwona farba na elewacji, zdaje się przemawiać "masz swoje marzenia, Ty samolubna ździro" . W 100% popieram Twoją wypowiedź.
aha, czyli że kobieta, która decyduje się na dziecko powinna z miejsca porzucić swoje cele i marzenia, zostać nieszczęśliwą, zahukaną męczennicą, oddającą się tylko i wyłącznie opiece nad swoim dzieckiem, nie myślącą kompletnie o sobie... gratuluję poglądów ze średniowiecza. chociaż w sumie nawet wtedy takich nie mieli...
Hmm, zejdźmy troszkę na ziemię może? Chciałabym przypomnieć, że komentujemy film, a nie tworzymy ogólnych, życiowych stereotypów wspaniałej matki.
Jeżeli kobieta DECYDUJE SIĘ na dziecko, to niech już będzie zdecydowana. Nie jestem przekonana, żeby matka Kevina była zdecydowana.
Nie uważam również, że matka ma porzucić swoje marzenia, ale może je trochę dopasować do zaistniałej sytuacji (dziecko).
I bardzo proszę nie komentować moich poglądów, bo g***o o nich wiesz, a to co napisałam odnosi się stricte do tego filmu.
ona na pewno nie była zdecydowana; to była wpadka, jakich wiele. a akurat ta kwestia z filmu właśnie odnosi się do ogólnych kwestii. a z twojej wypowiedzi, w której nazywasz babkę zdzirą, bo była szczęśliwa i miała jakieś marzenia, można wyciagnąć pewne wnioski co do twoich poglądów... jeśli masz inne, to czemu tak piszesz?
Z mojej wypowiedzi nie wynikało, że ja nazywam matkę ździrą, gdyż użyłam cudzysłowu, z czego wynika, że tak odczytuję czerwoną farbę na elewacji, która jest dla mnie "głosem" społeczności w której żyje matka Kevina. Uważam po prostu, że sąsiedzi tak wyrazili swoje zdanie, które mogło brzmieć "masz swoje marzenia, Ty samolubna ździro". Zaś czerwień farby byłaby swoistym potwierdzeniem tej tezy, gdyby porównać ją do La Tomatiny z początku filmu.
Piszę swoje spostrzeżenia, które zapadły mi w pamięć po obejrzeniu filmu, to jest tak proste, że aż boli, a Ty chcesz mi wjechać na osobowość i ciągnąć temat mojego Ja, podczas gdy jest to zupełnie zbędny wątek. Zastanów się, czy jesteś na odpowiednim forum, i opanuj swoją frustrację, bo to razi.
nie jestem sfrustrowana, bo te tematy tak naprawdę mnie nie dotyczą - nie jestem matką. mogę w takim razie zachować pewien obiektywizm w tej kwestii. irytują mnie po prostu przestarzałe poglądy, nie tylko w tej sprawie, a we wszystkich. a ta czerwona farba to raczej reakcja społeczeństwa na jej synka-psychopatę, który urządził sobie w szkole polowanie. nie mogą się odegrać na nim, bo siedzi, więc mszczą się na matce...
Nie możesz zachować obiektywizmu, bo nie jesteś matką, więc nie wiesz, co mogła czuć matka Kevina. Nie możesz zachować obiektywizmu, nawet jeżeli jesteś matką, bo wtedy wydajesz subiektywne sądy na temat otoczenia matki. Nie możesz zachować obiektywizmu, ponieważ obiektywizm w gruncie rzeczy nie istnieje, i kimkolwiek byśmy nie byli, nasze poglądy zawsze zostaną subiektywne. Człowiek rodzi się już z określonymi przez rodzinę, znajomych stereotypami. Dlatego każdy odbiera film inaczej, i doszukuje się znaczeń, które dla innej osoby mogą być zupełnie nietrafione, bądź nawet "przestarzałe" jak to określiłaś. Prosty przykład: Ty myślisz, że farba jest reakcją na syna - psychopatę, i ma na celu odegranie się na matce. Ja myślę, że jest to metafora zaprzepaszczonych marzeń matki, a zarazem reakcja społeczeństwa. I obie wersje są trafne, gdyby spojrzeć na nie z osobna, przez pryzmat wychowania każdego z nas w innych środowiskach.
Prawda, każdy jest w jakiś sposób określany przez środowisko, w jakim żyje, ale... Cóż, potrafię sobie wyobrazić jej frustrację, gdy pomimo starań (tak, niezbyt skutecznych, ona z pewnością nie dawała się jakoś szczególnie na matkę, ale kto jest do tego od razu stworzony?) jej dziecko wyrasta na wrednego, złośliwego, bezwzględnego manipulanta... Mimo wszytko jej córka była całkowicie normalna, więc chyba aż tak zła nie była. Dodatkowo ojciec, który niczego nie zauważa, bo synek jest dla niego kompletnie innym człowiekiem... Jaka matka by nie była, dzieciak w sumie miał wszystko - stałą opiekę, uwagę i miłość rodziców, normalne otoczenie, nikt go nie bił ani nie molestował. On po prostu był zły i tyle, jakby miał nawet idealną matkę, sądzę, że byłby taki sam. Ja uważam, że macierzyństwo można pogodzić ze wszystkim: pracą, marzeniami, pasjami itd., bez szkód dla
żadnej ze stron... Kiedyś było inaczej, pokutowało przeświadczenie, że kobieta musi cierpieć i wyrzec się wszelkich przyjemności, aby być dobrą żoną i matką... I właśnie takie poglądy mnie irytują, i takich właśnie poglądów doszukałam się w komentarzach typu "siedziała struta po porodzie" (a przecież powinna skakać z radości mimo wyczerpania, to jej obowiązek, prawda?) czy "jak ona trzymała to niemowlę?!"(a skąd ma wiedzieć jak? nie każda kobieta jest stworzona do macierzyństwa, nie każda ma instynkt... Ale większość i tak zdecyduje się na dzieci, mimo że tak naprawdę ich nie chce - no przecież każdy musi mieć dzieci, jesteś nienormalny, jeśli ich nie chcesz!) Ja na przykład bym nie wiedziała, co zrobić w jej sytuacji... A czerwona farba może mieć wiele znaczeń, i takie pewnie było założenie scenarzysty, aby interpretację zostawić dla widzów. Hm i czemu ta "kolorowa jedność ze światem" jest postrzegana jako coś złego? Ja uważam, że to bardzo dobra rzecz, ale widocznie dla niektórych kobieta musi być jednak męczennicą...
ciekawe jak ty byś się czuła po porodzie, pewnie kompletnie nie zmęczona, pełna życia i chęci, żeby zająć się wrzeszczącym bez przerwy bachorem. poza tym gadasz bzdury, to źle, że uśmiechała się do swojego dziecka? ludzie tak robią, wyobraź sobie, że nawet mówią do niemowlaków, chociaż (nieprawdopodobne!) one wcale im nie odpowiedzą... a to że w jednej scenie trzyma je pod pachy, nie znaczy, że za każdym razem tak robiła -.- kobiety często mają depresję poporodową (jak nie wiesz to poczytaj) i właśnie wtedy ważne jest, żeby to ojcowie je trochę odciążyli, pozajmowali się dziećmi, jak robił ten w filmie. no sorry, medalu bym mu za to nie przyznała, to normalne, że facet zajmuje się własnym dzieckiem. nie wiem, czy masz dzieci, ja nie mam i nie mam zamiaru mieć, ale potrafię sobie wyobrazić, co znaczy wielogodzinny płacz, wystarczy mi poobserwować czyjeś dzieci... w takim stanie wyczerpania psychicznego pewnie zrobiłabym podobnie, ty może się kiedyś sama przekonasz, jak będziesz miała własne dzieci. no chyba że już masz, a po twoim poście można by stwierdzić, że w takim razie jesteś PERFEKCYJNĄ, nigdy nie męczącą się matką-maszyną. gratulacje w takim przypadku.
"żeby zająć się wrzeszczącym bez przerwy bachorem'' - cala reszta wypowiedzi "świeżo" upieczonej matki i tak nie miałaby sensu - lepiej oddać do adopcji, tym którzy maja mniej szczęścia. A o depresji poporodowej proponuje Tobie poczytać, bo chyba nie potrafisz jej ocenić.
no bez przesady, po prostu mówię, że kobieta świeżo po porodzie ma prawo czuć się zmęczona i wyczerpana i potępianie jej całego macierzyństwa tylko na podstawie tego, że siedziała "struta" jest chyba trochę przesadzone... i tak, to był okropny bachor, jeśli sądzisz, że to miły dzieciaczek, to chyba nie widziałeś filmu. a do adopcji mało kto oddaje dziecko, chyba że naprawdę nie ma wyjścia - normalna osoba boi się potępienia przez społeczeństwo. a dla niektórych to naprawdę najlepsze co może zrobić.
i w którym miejscu nie miałam racji co do depresji poporodowej? że ojciec nie powinien pomagać, że matka nie ma chęci opiekować się dzieckiem? za wikipedią:
Depresja poporodowa – zaburzenie nastroju, charakteryzujące się występowaniem objawów epizodu depresyjnego w ciągu trzech miesięcy po porodzie, trwające od dwóch do sześciu miesięcy.
Ponieważ takie objawy jak bezsenność, ubytek masy ciała oraz zmniejszenie popędu seksualnego są naturalnymi objawami występującymi w ciągu kilku miesięcy po porodzie, aby stwierdzić wystąpienie depresji poporodowej muszą wystąpić charakterystyczne objawy, takie jak:
przesadne zamartwianie się o stan zdrowia dziecka, którego stan nie budzi żadnych obaw
osłabienie więzi z dzieckiem
myśli obsesyjne dotyczące skrzywdzenia dziecka
egosyntoniczne, niebędące obsesjami myśli, dotyczące zabicia dziecka (mogące prowadzić do określonych zamiarów)
Napisałem tylko moją opinię. Kevin w relacji z ojcem był zupełnie inną osoba, niż w relacji z matką - ojciec nie znał prawdziwego oblicza syna więc kochać mógł, ale jedynie iluzję, jaką on stwarzał. Kevin czuł się dzieckiem swojej matki i nikogo więcej. Jestem pewien, że gdyby doszło do odwrócenia sytuacji i zginęłaby matka, a nie ojciec - co oczywiście wykręciłoby absurdalnie wymowę filmu - to ten kochający ojczulek wykreśliłby go ze swojego życia, nigdy by mu nie wybaczył i nigdy by go nie odwiedził w więzieniu, co jednoznacznie dyskredytuje miłość. Postacie akurat, w mojej opinii były zarysowane świetnie i są jednym z największych atutów tego filmu.
przy drugim dziecku ona już się najwyraźniej nauczyła bycia matką. Poza tym urodziła dziewczynkę -- może coś tu jest na rzeczy? No i łatwiej było jej wykrzesać z siebie opiekuńczość, kiedy miała świadomość, że musi córeczkę chronić przed (podskórnie, ale uważam że jednak) znienawidzonym synkiem. A jesli nie znienawidzonym to na pewno dziwnym, przerażającym, niezrozumiałym, obcym, trudnym itd. -- niezły grunt pod niezdrowe relacje. Ta kobieta była nie tylko głupia, ale też zwyczajnie miała pecha. Na którego sobie solidnie zapracowała, nie prosząc o pomoc profesjonalistę w czasie niemowlęctwa Kevina a potem nie idąc do kolejnych specjalistów od rozwoju dzieci, tylko ograniczając się do przyjęcia do wiadomości ("ach, głęboki smutek, ale jakoś się pogodzę!") idiotycznej diagnozy konowała, że Kevin jest opóźniony, ale zdrowy. Żadna matka, wiemy to z życia i z kina, nie godzi się na coś takiego, tylko idzie zasięgnąć opinii innych lekarzy. W tym kontekście -- matek i "opóźnienia" dzieci -- polecam film Temple Grandin (2010).
"tylko ona go kochała" - moim zdaniem nie tylko ona. ojciec na pewno też go kochał. na swój sposób, bo nie był świadomy tego, co się dzieje, zaślepiony wizerunkiem miłego chłopaka interesującego się łucznictwem - ale kochał.
najbardziej zastanawiające w tym filmie jest to, dlaczego nie zabił matki. całe życie przecież jej nienawidził, ona go też - złamała mu rękę - a mimo to ją 'zachował'.
myślę, że właśnie dlatego nie zabił matki, to by było za mało. a tak sprawił jej dużo większe cierpienie - zabił najbliższych, wyrobił opinię wyrodnej matki, której syn to morderca. ona musiała żyć ze świadomością tego wszystkiego i to według niego była najlepsza zemsta...
coż, ona na pewno nie była idealną matką, ale chyba nie zabiła mu rodziny i nie zniszczyła życia... ten dzieciak był zwyczajnym psychopatą; owszem, środowisko i wychowanie ma duży wpływ na człowieka, ale nie wmówisz mi, że wszyscy seryjni mordercy i psychole tego świata byli w dzieciństwie molestowani przez wujka...
A może ktoś dostrzeże wreszcie, że to matka była ofiarą i to jej należy się współczucie. Urodzenie takiego dziecka zamieniło jej życie w koszmar. Izolowana, upokarzana na każdym kroku, żyjąca z poczuciem ogromnej winy, co robi? Jeździ do syna na widzenia, traci majątek na adwokatów i nawet nie mrugnie okiem przyjmując kolejny policzek. I ona go ponoć nie kochała? Trudno jest kochać zwyrodnialca, wcielenie zła w czystej postaci, ale tego właśnie nauczył ją syn, miłości bezwarunkowej. Wytresował ją sobie, usunął wszystkich, którzy mu przeszkadzali (mąż, córka), zawładnął jej umysłem. Cóż, że matka była inna, być może nie była początkowo przygotowana na dziecko, miała swój świat, odbiegała od utartego modelu kury domowej. I to ma być jej winą? Nie każdy psychopata ma problemy rodzinne, rodzi się po prostu zły. I taki też był Kevin, wyrachowanym, zimnym sadystą, który nie zasługuje na żadne współczucie.
Troszkę się mylisz. Jerome Kagan, psycholog rozwoju człowieka, który zajmował się między innymi zagadnieniem dziedziczności w kontekście tworzenia się osobowości, przedstawia badania w dziedzinie genetyki behawioralnej, które sugerują, że od 25% do 50% różnic w osobowości, między ludźmi jest uwarunkowanych genetycznie. Oznacza to, że w większym lub mniejszym stopniu rodzimy się z pewnym wzorem reakcji, które stanowią podstawę naszego dalszego rozwoju. Z drugiej jednak strony film jest czystą psychoanalizą :) Zwróćcie uwagę na zachowanie matki podczas ciąży i zaraz po narodzinach Kevina. Ja widzę kobietę z brzuchem, która nie potrafi znaleźć w sobie uczuć do dziecka, które nosi. Emocje matki w fazie prenatalnej mają bardzo istotny wpływ na rozwój człowieka. Dziecko, które przez 9 miesięcy zamiast radości i miłości matki odczuwa stłumioną złość i lęk nie może być zdrowe- zaburzone prawo do istnienia- rozwój wątku schizoidalnego. W dalszej części filmu widzimy matkę kontrolującą- książkowy przykład rozwoju osobowości narcystycznej (w tym przypadku psychopatycznej), dziecko aby nie być kontrolowane samo zaczyna kontrolować. Można też dostrzec stłumienie prawa do wolności- wątek analny i rozwój osobowości sadystycznej (scena z walnięciem kupy :)). Innymi słowy mamy do czynienia z głęboko zaburzonym małym człowiekiem, ale pamiętajmy, że nic nie dzieje się bez przyczyny.