Jak interpretujecie ostatnią scenę? I dlaczego waszym zdaniem Markiza robi to co robi w niej?... Dla mnie jest to dość tajemnicze...
Ostatnia scena przedstawia Markizę zmywającą swój makijaż - wg mnie symbolizuje to ujawnienie jej prawdziwego charakteru przed francuską wyższą sferą. Ta scena następuje po tym, jak została wygwizdana, upokorzona (do tego stopnia, że kolana jej się uginały - potknęła się) - Markiza straciła wszystko, co składało się na jej "pozycję" społeczną. I najgorsze jest dla niej nie to, że wydało się to, że manipuluje innymi, jest okrutna, ale to, że została złapana - że nie przewidziała takiej możliwości. Zmywając makijaż tak jakby zdejmuje swoją zbroję, którą zakładała każdego dnia, mającą dać jej możliwość władzy nad innymi.
Markiza wypowiada wcześniej słowa: win or die - z pewnością nie wygrała, więc wydaje mi się, że powinna po tym wszystkim popełnić samobójstwo.
napisałam, że powinna popełnić samobójstwo, a nie że popełniła (o utracie oka napisałam parę postów niżej)
Zapomniałam o tym temacie, ale to samo w tej chwili po obejrzeniu filmu pomyślałam - że można w interpretacji posunąć się dalej na temat jej rezygnacji; do aktu samobójstwa.
Ale skoro zakończenie było inne. :)
Ależ mi się podoba stwierdzenie: "zmywając makijaż tak jakby zdejmuje swoją zbroję".
Rewelacja, trafione w sedno!
Jeśli makijaż i toaleta symbolizowały nakładanie maski, to zgadzam się z przedmówcą. Przegrała, pozbywa się zasłony pozorów, bo nie jest jej już potrzebna. To był wyraz rezygnacji.
Rezygnacji i klęski. Oczywiście: powyższa interpretacja jak najbardziej sensowna i adekwatna.
Zgadzam się z interpretacją glennn :) film zamyka się pewną klamrą ponieważ rozpoczyna się i kończy ujęciem w którym Markiza przegląda się w lustrze. Jednak w tej ostatniej scenie to już zupełnie inna kobieta - taką jaką ją znamy, taką, która odkrywa przed nami prawdziwą twarz. Dodam tylko, że zarówno film jak i sztuka zmieniają zakończenie książki. W powieści twarz Markizy jest zniekształcona chorobą.
Tak - w książce twarz Markizy jest zniekształcona, traci nawet oko, popada w nędzę i ucieka w niesławie. Z jednej strony szkoda, że nie pokazali tego w filmie, ale - to zakończenie z przeglądającą się w lustrze pokonaną Markizą w pewnym sensie przedstawia ten jej upadek.
Zmywa z siebie tę maskę kłamstw i intryg. Od tej chwili dowiadujemy się jaka jest naprawdę i ona sama pokazuje nam swoją klęskę.
"Od tej chwili dowiadujemy się jaka jest naprawdę "...?
A wcześniej sie nie domyslałes? ;)
A ja mam jedno nurtujące mnie pytanie:
Dlaczego ona wyła po śmierci Valmonta i Tourvel? Czy było jej żal człowieka, którego kochała, czy odebrała to jakoś inaczej? Bo o swoim zniesławieniu dowiaduje się chyba dopiero podczas sceny w operze, ale mogę się oczywiście mylić.
Będę bardzo wdzięczna za wyjaśnienie. :)
ona wyła, bo dał wszystkie listy Leo ;) wszyyyystkie, dlatego ludzie dowiedzieli się o ochydzie jej sumienie. nie sądzę żeby kobieta, jaką była markiza żałowała kogokolwiek. I jeszcze raz polecam książkę ;D
Zupełnie nie, moim zdaniem.
W operze nie wiedziała jeszcze o listach. Płakała po Tourvelu, który był - jednak! - milością jej życia.
nie był miłością jej życia :O! ona była miłością swojego życia i zninawidziła go za zniewagę stwierdzenia że jest kobietą "łatwą" do zdobycia a madame de tourvel jest sto razy wartościowsza od niej pomimo swojego "ograniczenia" moralno-cielesnego. hauserze przeczytaj książkę ;D
Książka może miec wymowę, której nie zachowuje film. Wiec jej lektura nie musi mnie przyblizyć do filmu.
Z tego co widziałem: jednoznacznie rozpaczała po Valmoncie - tego ataku szału po jego smierci nie można tlumaczyć "reakcją na zniewagę".
A mnie się wydaje, że ona płakała bo straciła godnego sobie przeciwnika. Valmont był równie okrutny i bezwzględny jak ona, ale różnica polega a tym, że on chyba jednak miał odrobinę serca w przeciwieństwie do niej.
Nie miała serca, bo mu je już dawno oddała. ;)
(oczywiście opieram się na relacjach filmowych, nie książce)
mnie się wydaje że zmywając makijaż i patrzą w lustro Marquiza po raz pierwszy od wielu lat patrzy na siebie taką jaką była ,może nadal odrobinę jest , kiedy zaczynała "tworzyć" swoją osobę
jest taka scena na początku filmu w której Valmont pyta Marquize jak wykreowała siebie taką jaka jest i ona muz duma odpowiada dlaczego i jak.
Wydaje mi się, że patrząc w ostatniej scenie w lustro Marquiza zdaje sobie sprawę jak bardzo się pomyliła, zapominając, że człowiek naturalnie jest skazany też na swoja bardziej wrażliwa dążąca do miłości i szczerości stronę.
Nie wydaje mi się, żeby żałowała tego co zrobiła żałowała siebie tego co straciła.
Moze zło które czyniła wynikało z zazdrości niewinności - niewinności na która ona sobie nie pozwoliła i która była solą w oku u innych.
ostatnia scena jest także absolutnym kontrastem w stosunku do sceny rozpoczynającej film. na poczatku pewna siebie, chlodna i dumna markiza usmiecha sie do lusta, jej pycha i wyniosłość spotęgowane są perfekcyjnym makijażem-maską, który co ranek przyodziewa, niczym fałszywą zasłonę przed wewnętrzną zgnielizną. Scena koncowa stanowi calkowita odwroynosc. w upodlonej i skompromitowanej kobiecie nie ma juz ani krzty dawnej pewnosci siebie i buty, nie ma miejsca na usmiech...pozostaje wylacznie pohanbienie i flustracja