W tym filmie nie znajdzie się taniej sensacji ani szybkiej akcji z wybuchami i pościgami, chociaż przecież "Niebezpieczny umysł" opowiada historię "szpiega-zabójcy".
Nie będzie to jednak żadnym zaskoczeniem, kiedy zauważy się, kto pisał scenariusz. "Niebezpieczny umysł" idealnie bowiem pasuje do poprzednich scenariuszy Kaufmana. Znów wnikamy pod podszewkę ludzkiej natury w ich pragnienia i działania, w grę wyobraźni i szarą codzienność. Po raz kolejny kwestionowana zostanie prawda tylko po to, by o naturze ludzkiej powiedzieć chociażby niewielki fragment tej prawdy.
Tyle obiecuje scenariusz, czy jednak Clooney-reżyser wykorzystał ten potencjał? I tak i nie. Clooney okazał się bardzo sprawnym reżyserem. Od strony wizualnej, muzycznej, edytorskiej i aktorskiej trudno się do czegoś przyczepić. Wszystko to Clooney scalił w bardzo efektowną i nawet interesującą opowieść. Zwłaszcza zdjęcia, kompozycja kadrów i oświetlenie robiły na mnie duże wrażenie. Niestety poza tą piękną fasadą nie kryje się nic, zupełnie nic. Clooney okazał się świetnym rzemieślnikiem, który technikę reżyserską ma w mały palcu. Brakuje mu jednak twórczej wyobraźni. Koncentrując się na efektowności zapomniał, że reżyser powinien mieć coś do powiedzenia. Tymczasem po obejrzeniu "Niebezpiecznego umysłu" odniosłem wrażenie, że Clooney nie ma nam nic do powiedzenia o człowieku, o świecie. Ten film jest dla mnie artystycznie pusty. Być może Clooney'a stać jeszcze na stanie się artystą. Ten film pokazuje go jednak tylko i wyłącznie jako uzdolnionego naśladowcę. Nawet "Auto Focus" miało w sobie więcej treści, nie mówiąc już o filmie Formana.
Plusem filmu jest oczywiście Sam Rockwell. Z jaką łatwością potrafi on grać Chucka zdumiewało mnie raz za razem. Plusem są także role epizodyczne i drugoplanowe Roberts, Pitta czy Hauera wprowadzające trochę zabawy do całej historii.
W sumie jak na debiut jest to film udany. Clooney musi jednak bardziej się postarać, jeżeli chce zbudować sobie markę jako reżyser.