Na wstępie słowo dla ludzi, którzy nie lubią dużo czytać: Polecam gorąco film.
Ja uwielbiam zarówno książki, gry komputerowe jak i filmy, w których przez długi czas nie dzieje się nic znaczącego, tylko ciągnie się takie cudowne zapraszanie widza/czytelnika do świata przedstawionego. I ten film to posiada. Przez długi, długi czas główny bohater jest świadkiem mało znaczących i mało ekscytujących wydarzeń, ale w zamian otrzymujemy sceny z jego codzienności, sceny przedstawiające ten świat, jego tempo, stan, przeszłość, przyszłość. Mówiąc ściślej w tym filmie nie tyle opowiada się szalenie ciekawą fabułę, ile wszczepia się widzowi świat i klimat w wyobraźnię.
Dodatkową zaletą fabuły jest to, że jest on mało przewidywalny. Oczywiście niektórzy z Was będą chcieli dowieść swojej inteligencji i rzucić ,,JA SIĘ OD RAZU DOMYŚLIŁEM". Nie, nie i jeszcze raz nie. Pierwszy raz od dawna byłem zaskoczony zwrotami fabuły. Jednocześnie film nastawił mnie na takie kombinowanie, że zacząłem rzucać pomysłami na temat tego co jeszcze może być inne niż się wydaje.
Zaskakująco dobry soundtrack. Ja jestem zdania, że dobra muzyka jest podstawą dobrej produkcji sci-fi. Uważam, że jest to główny czynnik tworzący klimat i tak jak np. w Prometeuszu może być kiepski i kompletnie niezauważalny, tak np. jak w Mrocznym Rycerzu może stanowić mocny fundament całego filmu.
Oprócz tego nie możecie zaprzeczyć, że film jest po prostu ładny. Śliczne krajobrazy, niektóre lokacje, maszyny, dopracowana grafika efektów itp itp.
A tym ludziom, których żaden z powyższych argumentów nie dotyczy (nie zwracają uwagę na fabułę, nie lubią dłużyzn, nie obchodzi ich muzyka) powiem, że film i tak wypada dużo lepiej niż ostatnie produkcje sci-fi. Niska poprzeczka, ale wysoko przeskoczona.
Ciekawie przedstawiona opinia, z którą w zasadzie w całości się zgadzam. Również cenie sobie taki sposób budowania klimatu, prowadzenia akcji, czy ogólnie prezentacji wątku jaki zastosowano w Niepamięci, dlatego film choć długi jak na dzisiejsze standardy zupełnie mi się nie dłużył. Wciągnęła mnie zarówno historia, wciągnęły robiące wrażenie scenerie i postapokaliptyczny klimat, wciągnęła do reszty muzyka, którą osobiście uznaję za majstersztyk.
Co do przewidywalności fabuły... Po części zgadzam się z tezą, iż spore grono odbiorców szukających mankamentów w danej produkcji pisze o przewidywalności wątku właściwie dla zasady, bo to modne, bo to argument uniwersalny, bezpieczny, którego właściwie w dyskusji nie da się podważyć (trzeba by w trakcie seansu jakieś badania robić, bo jak inaczej?). Napisać po seansie, że fabuła była przewidywalna jest szalenie łatwo.
Chociaż myślę, że to również szerszy problem wynikający z zachowania samych odbiorców, którzy przed pojawieniem się interesującej produkcji w kinach chłoną jak gąbka różnego rodzaju trailery, spojlery i inne bajery pozbawiając się samemu przyjemności z odkrywania tajemnicy głównego wątku. I jak w takich warunkach fabuła ma być nieprzewidywalna skoro w większości przypadków idziemy na film, ze z góry już ukształtowanym poglądem i wiedzą na temat kluczowych elementów fabuły?
Osobiście przed pojawieniem się Oblivionu w kinach z natłoku codziennych zajęć nie miałem pojęcia o istnieniu tej produkcji, w związku z czym nie oglądałem trailerów, nie czytałem wywiadów i generalnie nie wiedziałem nic na temat tego filmu, na seans szedłem więc z błogą niewiedzą odnośnie tego czego mogę się spodziewać? Efekt? Fabuła mnie naprawdę wciągnęła, umiejętne budowanie atmosfery, ciekawe zwroty akcji, niebanalnie opowiedziana historia. Z pozoru prosty wątek stanowił dla mnie zagadkę właściwie do połowy seansu, zacząłem zadawać pytania skąd te maszyny?, skąd ta inwazja?, po co? na co?, itd. Choć uważam się za człowieka obytego, który z niejednego pieca chleb już jadł i niejedno widział, na co mam papiery - to byłbym zupełnym ignorantem gdybym stwierdził, iż cały wątek był dla mnie od początku do końca przewidywalny. Nawet mając na uwadze fakt, że film zawiera sporo już oklepanych w kinie sf nawiązań - w trakcie seansu pochłonięty historią ani na moment nad tym się nie zastanawiałem, nie paliła mi się czerwona lampka. Dopiero po seansie, w domu, na chłodno zacząłem analizować i dostrzegać wszystkie podobieństwa i różnice.
Generalnie produkcje uznaje za bardzo udaną, oprawa audiowizualna na najwyższym poziomie a fabuła? Kwestia indywidualna. Dla mnie nie była przewidywalna. Może dlatego, że szedłem na seans z czystą głową i zupełnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać? (poza tym, że sf) No cóż, możecie to sami sprawdzić, ale by to osiągnąć trzeba odciąć się od zwiastunów, spojlerów i innych bezeceństw, które odzierają produkcję z tajemnicy a samą wizytę w kinie sprowadzają do bezsensu (moim zdaniem). Bo jak można czuć się zaskoczonym fabułą czy czymkolwiek jeśli się z góry zna najważniejsze elementy filmu, które z założenia winno odkrywać się dopiero na sali filmowej? Na to retoryczne jakby nie było pytanie każdy powinien sobie odpowiedzieć we własnym sumieniu.
ludzie piszą, że fabuła jest przewidywalna, bo przed seansem czytają streszczenia filmu pisane przez tych którzy już go widzieli.
[SPOJLER]
Wystarczy, że ktoś widział Moon i przeczyta, że Jack jest klonem u już podczas seansu zaczyna kombinować i psuje sobie cały film.
Film może i nie jest super oryginalny i odkrywczy, a scenarzyści czerpali pomysły i rozwiązania fabularne z innych produkcji, ale zrobili to w sposób perfekcyjny. Poza tym strona wizualna i dźwiękowa filmu to arcydzieło. Podobnie jak w Tronie efekty specjalne są najwyższej jakości przy jednoczesnym minimalizmie, przez co świat przedstawiony w filmie wygląda jeszcze realniej i ciężko powiedzieć co jest faktycznym elementem scenografii, a co komputerową sztuczką. Do tego dochodzi jeszcze muzyka stworzona we współpracy z zespołem M83. Dawno żaden soundtrack nie wywołał u mnie takich ciarek na plecach i z miejsca trafia na półkę z moimi ulubionymi ścieżkami dźwiękowymi. Właściwie jedyne do czego można się przyczepić to o dziwo Tom Cruise. Gość jest świetnym aktorem i bardzo lubię oglądać go na ekranie, ale w Oblivionie nie zagrał na 100% swoich możliwości, po prostu zrobił to dobrze, ale nic poza tym. Wystarczy obejrzeć Ostatniego Samuraja gdzie fantastycznie wczuł się w rolę, tutaj mi tego zabrakło.. Film zasługuje na mocne 8,5 gwiazdki, do 9 troszkę mu zabrakło, ale było blisko.
Interpretacje i czerpanie z istniejących wątków będzie teraz rzeczą powszechną, a tutaj właśnie zrobiono to w bardzo dobry sposób. Przez tyle lat kinematografii wymyślenie czegoś super oryginalnego jest już w zasadzie niemożliwe i zawsze jakaś produkcja będzie świadomie, lub nie odwoływać się do pewnych pierwowzorów.
Estetyka scenografii jest naprawdę ujmująca, a sama treść odkrywana etapami. Niestety znajdzie się rzesza "transcendentów", którzy przewidują przyszłość lepiej niż prof. Trelawney i dla nich wszystko jest "przewidywalne", nawet zanim coś powstanie...
Dokładnie, Zgadzam się w 100%. Ja tam nie lubię się rozpisywać. Film był bardzo dobry a muzyka... miodzio :D
Nareszcie po wielu latach posuchy film sci-fi, który wgniótł mnie w fotel! Dosłownie. Nawet Prometeusz, który ma świetnie dopracowaną koncepcję wizualną, ale słaby scenariusz, nie zostawił we mnie tyle emocji ile Oblivion.
Ścieżka dźwiękowa (drony!!!) niesamowita, muzyka, krajobrazy, efekty specjalne i akcja. Nie zgadzam się z tymi, którzy zarzucają, że nie ma akcji w tym filmie. Od samego początku Cruise jest poniewierany na różne sposoby :-). Nic nie jest tym czym się wydaje, a zakończenie mimo, że pewnie dla niektórych ckliwe, mi się podobało. Czasami pozytywny koniec jest lepszy od samego...końca życia głównego bohatera. Warstwa emocjonalna pomiędzy postaciami jest gęsta jak galaretka, no i jest chemia pomiędzy bohaterami.
U mnie po tym filmie nastąpił nawrót wiary w Toma :-), który w rankingu moich ulubionych aktorów spadł na łeb na szyję po prywatnych wyskokach.
Ocena - 9.
Też zadowolona - się zgłasza :) Muzyka nie została mi w pamięci, ale obraz jak najbardziej :) Bardzo przyjemnie się oglądało, akcja mniej wartka niż w Prometeuszu (momentami się nawet mi dłużyła...) ale mimo to cały film zrobił na mnie wrażenie. Prometeusz bardziej "holyłódzki" (sztywna Thereon moim zdaniem...) a Niepamięć zaskoczył mnie przyjemnie. Swietny pomysł, bez młócki, bez potworków, zmuszający do wytężenia szarej komórki :) Choć Prometuesz i Niepamięć - się różnią, jednak obydwa mi się na swój sposób podobały, i dostały ode mnie tą samą punktację. Obydwa oglądnęłam z ciekawością i przyjemnością - zadowolona :)
Popieram w całej okazałości. Odkrywanie świata na nowo robi wrażenie. Może możecie polecić jakąś książkę Sci-Fi. Nie znam się na nowościach a poczytał bym coś. Coś ambitniejszego z grubszą warstwą fabularną oczywiście :P
Asimov , Roger Żelazny , Lem (Eden , Solaris , Człowiek z gwiazd ) Herbert - Diuna , Mesjasz Diuny ,Dzieci Diuny itp Philip K. Dick , Artur C.Clark ...