... film okazał się całkiem fajny. Może nie zaskakiwał, nie wzruszał ale był całkiem udany. Lekki, przyjemny a momentami dowcipny. Wiele lepszy niz takie gówna jak "PS I love you" lub "50 pierwszych randek" albo nasze polskie "Tylko mnie kochaj". Mówie to jako mężczyzna:) Ten film da się lubić:)
Mógłbyś poprzeć tę cudowną opinię jakimikolwiek argumentami?
,,P.S. kocham Cię" Nie jest gównem. I nie jest komedią romantyczną.
Przede wszystkim:
Fabuła w P.S jest sensowna, logiczna i układa się w całość. Holly do
Gerry'ego pasuje idealnie i mimo nierealnej cukierkowatości film jest
prześliczny, przesłodki i wzruszający.
,,Leap Year" Jest zlepkiem kilku schematów z innym KR, nie śmiesznych
scen, przesztucznej Amy Adams, pięknych irlandzkich widoków
przesłodkiego Goode'a oraz jednej przeuroczej sceny - oświadczyn.
Koleś zakochuje się w nie mimo, że jest wyszczekaną, zadufaną w sobie
amerykanką, której nie znosi od pierwszej chwili gdy weszła do jego
pubu, potrzebuje za to jej bobów. To z udawaniem małżeństwa.... Matthew
już raz grał dokładnie to samo w ,,Córce prezydenta" to jak mu piukała
na buty też było już w ,,P.S.." A już ten wątek, że on jest taki
strasznie zraniony, bo dziewczyna go rzuciła dla najlepszego kumpla...
to jest po prostu śmieszne i żałosne. Miałam nadzieję, że nie wiem on ją
wyśmieje i powie, że to jego siostra z kimś tam byleby nie było, że jak
facet jest oschły, sarkastyczny i nie przymila się do bogato ubranej
prześlicznej amerykanki tylko dlatego, że zraniła go poprzednia
dziewczyna, cierpi i nie może pogodzić się ze stratą. Poza tym, zanim
nie pojechała za tym swoim chłoptasiem do Irlandii to wyglądało na to,
że w ich związku wszystko jest ok, dopiero po powrocie dali nam do
zrozumienia, że to wszystko jest wielką pomyłką, lepsze jest porzucenie
całego swego życia, przyzwyczajeń, zainteresowań i pracy dla wesołego
Irlandczyka, z którym przebywało się przez 2 dni, którego z początku się
nienawidziło, a potem nagle wybuchła wieeeeeeeeeeeelka miłość, wszystkie
wady, które przeszkadzały nawzajem w normalnym funkcjonowaniu, a co
dopiero w funkcjonowaniu związku znikają jest słodko różowo i tu
dochodzimy do słodkiej, zabawnej sceny oświadczyn.
Ojej, spokojnie, czego się spodziewać po kolejnej komedii romantycznej? To
nie jest jakiś skomplikowany dramat, z drugim dnem, czy głębokim
przesłaniem. Prosta, przyjemna komedia, z delikatnym humorem, bez
niesmacznych scen. Wiadomo, że schematyczna, że można się domyślić już po
samym plakacie jak się skończy, że happy end z pocałunkiem przy zachodzie
słońca. Ale nie można wymagać tu nie wiadomo czego. Film uprzyjemnia czas
pięknymi widokami i poprawia humor. Nikt świadomy tego, jaka jest większość
komedii, nie oczekuje niczego ponad to.
Nie wiem czy po 14 latach ktoś jeszcze to przeczyta, ale ostatecznie napisze część moich przemyśleń na Twoje zarzuty ;) Problem w tym, że Anna dzięki tym dwóm czy trzem dniom, w czasie których prowadziła inne życie uświadomiła sobie, że żyje jakby w bajce? ułudzie? Ma wszystko o czym marzyła, ale czy to jej wystarczy i czy jest potrzebne do szczęścia? Ukochany niby jest, niby ja kocha, ale czy można na nim polegać? Od 3 dni była w Irlandii, on o tym wiedział, ale mimo to, a na brak kasy nie narzekal, jakoś nie wysyła po nią taxi żeby sprowadzić ja do Dublina, oświadcza się tylko ze względu na możnośc otrzymania dzięki temu możliwości zakupu mieszkania, które ma wyglądać i wszyscy maja im go zazdrościć. Scena, kiedy Anna na swojej "parapetowce" patrzy na tych świetnie ubranych snobow, którzy teoretycznie są przyjaciółmi, ale czy prawdziwymi? i uświadamia sobie, że jednak chyba nie tego jej w życiu potrzeba. A Declan najpierw udaje chama i głupka (np. scena z jedzeniem bułki, bekaniem, rzucaniem sobie do ust orzeszków w barze, kiedy Anna patrzy na to i stwierdza, że nie ma co liczyć na jego pomoc w odzyskaniu walizki), ale później daje się poznać z lepszej, prawdziwej strony. Udaje głupka, ale już po chwili, kiedy dziewczyna jest w niebezpieczeństwie staje w jej obronie i daje w mordę kolesiom od walizki. Po tych dwóch czy trzech dniach spędzonych razem Anna ma możliwosc uświadamic sobie, że Declan chociaż powierzchownie oschły i drwiący, nie prawiacy komplementów (dziewczyna chwali się swoimi nogami jako rzekomym największym atucie, a on na to: kto ci to powiedział?), jest w rzeczywistości wrażliwy i opiekuńczy, potrafi o nią zadbać (scena na ławce - on śpi na siedząco, ja położył żeby jej było najwygodniej jak to tylko możliwe i okrył swoją kurtką). Początkowo jedzie z nią tylko dla kasy, ona sama ciągnie walizkę, ale na koniec widzimy, że to on jednak robi za tragarza i nie do końca jednak wierzy w równouprawnienie w tym zakresie ;) Zmianę widać też w samej Annie, początkowo gada o walizce marki Louis Vuitton i butach za 600$, ale później sama jakby chcąc się usprawiedliwić przed Declanem mówi o tym, że oprócz zakupów ma jeszcze inne zainteresowania.