Czy doświadczyliście kiedyś jakichś zjawisk paranormalnych?
Interesujecie się tą tematyką?
Mam też kolegę, który mieszkał kilka lat w brazylii i rozkminia woodu, czy coś tam, dokładnie nie wiem. W każdym bądź razie wróży z muszelek i ponoć miał w słoiku skalp kobiety z jej duszą, która musiała mu służyć dopuki jej nie uwolni (creepy) - podobno nasłał ją kiedyś na jakiegoś typa, który go męczył, a ten przez tydzień strasznie schudł i wyglądał ogólnie jak wrak... nie wiem ile w tym prawdy... ale...
Kiedyś siedzieli u niego koledzy i przy upale 30st nagle poczuli straszny chłód. Na co tamten powiedział 'o jakaś dusza przyszła, ale nie przejmujcie się, na pewno nie chce nic złego", potem żyrandol się bujał i do połowy pełna butelka sama się przewróciła, przy czym tuż przed "położeniem" się na stole zawisła na kilka sekund.
I jeszcze duużo duuużo innych akcji :)
Aaaa i jeszcze mi się przypomniało.
Kolega z pierwszej historii, był w niemczech ze znajomymi. Mieszkali w mieszkaniu jakiegoś innego znajomego, w którym ogólnie nikt nie mieszkał. W nocy w pewnym momencie usłyszeli donośny męski głos, mówiący po niemiecku "nadszedł czas" czy coś takiego. Przestraszyli się oczywiście ale nic nie zrobili, kiedy usłyszeli to drugi raz, pomyśleli, że inni znajomi robią sobie z nich jaja. Wzięli noże, kije itp i czaili się pod drzwiami, żeby kiedy to jeszcze raz usłyszą wybiec na klatkę. Znowu słyszą, wybiegają, zapaliło się światło na czujnik ruchu. i tak biegają w górę, w dół, szukając i nikogo nie znaleźli.
Rano dowiedzieli się, że na klatce kilka lat wcześniej zamordowano mężczyznę.
Przy mojej ulicy powiesił się facet w wakacje 2 lata temu na drzewie przy drodze. Na początku w ogóle po zmroku bałem się przejeżdżać koło tego drzewa, ale jesienią już o tym zapomniałem i wracałem od koleżanki rowerem już było ciemno padało, wichura była, oczywiście pomyślałem o tym facecie, i mijając te drzewo dostałem w twarz, tzn to był chyba liść ale co ciekawe tam rosna akacje które maja małe listki a ja dostałem jak by z plaskacza aż miałem cały czerwony policzek wrrr ale wszystko można racjonalnie wytłumaczyć.
Jeszcze kiedyś miałem taką historie bardzo przerażającą ale to raczej nie do kategorii duchów choć sam nie wiem. pamiętam że to było jak miałem około 15 lat oglądałem z siostrą telewizje około 22 siedzieliśmy na fotelach które były przy oknie i w pewnym momencie coś tak ryknęło tak przeraźliwie jak by za samym oknem moja siostra to zbagatelizowała , po jakiś 2 minutach to sie powtórzyło . Ale do dziś pamiętam ten nienaturalny ryk, jakoś nie chce mi sie wierzyć że to ktoś robił sobie jaja bo by sie choćby po latach przyznał ale to takie tam historyjki , myślę że każdemu coś sie wydarzyło dziwnego w życiu wiele można wytłumaczyć:)
wiele jest 'dziwnych' historii, ale myślę, że większość zależy od naszego (że tak powiem) stanu psychicznego w danej chwili. Człowiek może sobie wiele wyobrazić w danej chwili... Nie mniej jednak, kiedy takie historie przydarzają się nam osobiście, skłania nas to do refleksji... Każdy z nas chciałby dowodu na to, że istnieje 'życie po życiu'. Dlatego zazwyczaj nie wiemy co myśleć w takich sytuacjach...
Sama nie wiem co myśleć w takich chwilach. Pozostaję sceptyczna co do 'duchów' i innych zjawisk paranormalnych (tzn zawsze szukam racjonalnych wytłumaczeń), aczkolwiek niesamowicie jara mnie myśl o tym, że może to być prawdą od kiedy zmarł mój dziadek.
Mam 24 lata. Przez całe swoje życie nie doświadczyłam śmierci żadnej bliskiej osoby. Dopiero 9 miesięcy temu zmarł mój dziadek.
Pominę już dziesiątki snów z moim dziadkiem w roli głównej, które nie sprawiały wrażenia 'zwykłych snów'... były aż za bardzo realne.
Co zadziwiło mnie najbardziej i wywołało gęsią skórkę na moim ciele?
Otóż moja babcia, a więc żona wyżej wymienionego dziadka jest osobą BARDZO religijną. Tak więc po pogrzebie dziadka pobiegła na plebanię i zamówiła mszę w intencji dziadka na równy miesiąc po jego śmierci. Bardzo kochałam dziadka, więc postanowiłam, że muszę tam być (zwłaszcza, że miałam poczucie winy, bo o 30min spóźniłam się z bratem i mężem na mszę pogrzebową dziadka - samochód się zepsuł w drodze).
Mimo tego, iż mój syn (w tamtej chwili miał prawie 1,5 roku), to chodzące tornado i chwili w miejscu nie potrafi usiedzieć, stwierdziłam że jakoś to będzie i pojechałam na mszę (ok 20km od mojego domu).
Po 20minutach trwania mszy mój Maluch zaczął się drzeć na cały kościół, więc zabrałam się z wózkiem i wyszłam z kościoła. Poszłam z nim na spacer. Młody usnął. Po około 40minutach wróciłam pod kościół, ale msza jeszcze trwała. Więc czekałam. Niestety dźwięki dobiegające z kościoła obudziły mojego syna. Ale był wyjątkowo spokojny. I w tym momencie sytuacja nabiera tempa - stoimy przed kościołem. Nikogo nie ma na ulicy (wiem, bo rozglądałam się), moje dziecko spokojne jak nigdy wskazuje na miejsce obok wejścia na teren kościoła i krzyczy "dziadzia!", w tym samym momencie poczułam typowy zapach dziadka - tytoń wymieszany z jego perfumami.
Jak już mówiłam, nikogo nie było na ulicy. Nikt nie palił. Nie wiem skąd to się wzięło i myślę, że mogła to być moja wyobraźnia połączona z tęsknotą, ale kto wie?
Druga sytuacja - w moim domu nikt nigdy nie mówi o dziadku. Jest to zbyt bolesny temat, nawet teraz. Moje dziecko w tej chwili skończyło 2 lata. Nie ma szans, aby pamiętał dziadka, ale zawsze jak jeździmy do mojej babci, ona opowiada mu kto jest na zdjęciach na ścianach. Dwa tygodnie temu działo się coś dziwnego. Kiedy zaczynało się robić ciemno mój mały synek poszedł do kuchni - ja siedziałam w salonie. Po chwili przybiegł do mnie z piskiem strachu. Zapytałam co się dzieje. Odpowiedział, że się boi. "Czego się boisz?" - zapytałam. Na to mój synek 'pan".
"-Jakiego pana się boisz?"
"-Dziadzia Zenej" (mój zmarły dziadek miał na imię Zenon).
"-a gdzie jest ten pan?"
"-tam" pokazuje na kuchnię.
"-a co chciał od ciebie ten pan?"
moje dziecko wykonało gest, który według niego oznacza płacz, smutek, potem "aja" (tak mówi na siebie) i bruuum bruuum.
ja na to "smutno mu, bo nie przyjeżdżasz?
"-tak"
Minęło 9 miesięcy od śmierci dziadka, a ja od pogrzebu nie byłam na jego grobie, dla mnie to było zbyt trudne. NIKT u nas w domu nie mówił nic o Nim, ani o Jego śmierci, Nie wiem skąd Młody sobie to wziął w głowie. Wiem, że jak potem pokazałam mu zdjęcie dziadka, które noszę w portfelu i zapytałam kto to, synek z nutką strachu powiedział, że to dziadek Zenek. Tego samego dnia pojechaliśmy całą rodziną na cmentarz.
Nie wiem czy to było nic znaczącego, po prostu tęsknota za ukochaną zmarłą osobą i dopowiadanie sobie reszty, czy też faktycznie działo się coś nienaturalnego. W końcu wiele historii słyszy się o tym, że dzieci widzą zmarłych....
Chciałabym, żeby to było naprawdę i żeby mój dziadek gdzieś tam był. Chciałabym, żeby życie po śmierci okazało się prawdą. Nie chcę wierzyć, że mój ukochany dziadek jest tylko martwym ciałem, które zjadają robaki...
W historie opowiadane przez moje babcie zawsze lubiłam wierzyć, kiedy byłam mała.
Przypomniała mi się ostatnio jedna z nich...
Babcia opowiadała mi historię, którą sama przeżyła, kiedy była dzieckiem.
Jej tata został zamordowany na wojnie, kiedy była niemowlęciem. Jej mama ponownie wyszła za mąż i moja babcia i jej starsza siostra były wychowywane w wiedzy, że ich ojczym, to ich prawdziwy tata. Ich matka trzymała w tajemnicy informację o tym, że ich biologicznym ojcem był ktoś inny.
Pewnego dnia ojczym poszedł do pracy, matka poszła na zakupy. Zamknęła dom i zostawiła moją babcię i jej starszą siostrę same w domu.
Miały około 5 i 6 lat. Dziewczynki bawiły się razem beztrosko, aż moja babcia wyszła na klatkę schodową i tam zobaczyła jakiegoś mężczyznę, który się do niej uśmiechał. Nie uznała tego za nic nadzwyczajnego i pobiegła się bawić dalej.
Kiedy wróciła ich mama, moja babcia opowiedziała jej tą sytuację - jej mama powiedziała, że coś jej się wydawało, że to nie możliwe, bo przecież zamknęła drzwi na klucz.
Po niespełna tygodniu moja babcia (ciekawska mała dziewczynka), pod nieobecność mamy 'grzebała' w jej rzeczach.
Znalazła zdjęcie - tego pana, który się do niej uśmiechał!
Kiedy mama wróciła, zaniosła jej zdjęcie i powiedziała, że właśnie tego pana widziała.
Matka nieomal dostała zawału.
Dopiero po latach opowiedziała tę historię mojej babci i wytłumaczyła jej, że na zdjęciu jest jej biologiczny ojciec...
Kiedy dorosłam, nigdy nie chciało mi się wierzyć w te historie - bo im byłam starsza, wydawały mi się coraz bardziej śmieszne.
Ale ostatnio zastanawiam się, czy faktycznie są to bzdury..
Aha... jeszcze tylko jeden mały epizod.
Mój dziadek ma dwóch synów - mojego tatę i jego brata. Brat ten ma syna, w tej chwili 10 letniego.
Ostatnio opowiadałam babci jeden z moich snów o dziadku. Nie opowiadałam tego snu nikomu innemu.
Babcia zrobiła wielkie oczy i zawołała tego właśnie dziesięciolatka.
Powiedziała "opowiedz sen, który miałeś o dziadku".
Młody opowiedział mi dokładnie ten sam sen, który ja miałam. W najdrobniejszych szczegółach...
Dziękuję za dołączenie do dyskusji :) To naprawdę bardzo ciekawe co piszesz.
Jeżeli zaś chodzi o duchy...nie wierzę, żeby ich nie było. Jest za dużo świadectw osób, które doznały obecności zmarłych i dlatego niemożliwym mi się wydaje, żeby wszystkie były fałszywe.
Przykład pierwszy z brzegu. Moja dziewczyna i jej mama (naprawdę religijne osoby) modliły się kiedyś razem w domu i prosiły św. ojca Pio o stawiennictwo u Boga. Nagle obie w tej samej chwili poczuły w pokoju niezwykle intensywny i przyjemy zapach róż.
Bardzo możliwe, że Twój dziadek żyje w nowym ciele razem z Wami :)
"Bardzo możliwe, że Twój dziadek żyje w nowym ciele razem z Wami :)"
Wierzysz w reinkarnacje? Dla mnie głupota. Czy to nie jest sprzeczne z chrześcijaństwem?
Z chrześcijaństwem jest sprzeczne wszystko, co tylko kościołowi nie jest na rękę. Jeśli człowiek ma rzeczywiście nieśmiertelną duszę, to coś się z nią dzieje po śmierci ciała, a już ta reinkarnacja wydaje mi się bardziej wiarygodna, niż wersja niebo-piekło, gdzie, wg. kościoła, na wieczne potępienie zasługuje każdy, kto nie przestrzega uznanych przez kościół zasad. Chociaż tak naprawdę to nikt nie wie co z człowiekiem dzieje się po śmierci.
No chociaż w tym kontekście to, że jej dziadek żyje w innym ciele razem z nimi to jednak wydaje się mniej prawdopodobne niż piekło-niebo ;P
Ja tam nie jestem wierząca osobą, ale Biblię przeczytałam. Z czystej ciekawości, żeby się przekonać czy to co opowiadają księża i podstawa wiary katolickiej się łączą (i dodam, że z tego co się zorientowałam to słowa z PŚ i słowa księży to dwie różne bajendy ;D )
Jeśli chodzi o temat duchów i reinkarnacji to w Biblii jest powiedziane, że człowiek po śmierci "nie jest świadomy niczego", więc umiera i koniec, tyle go widzieli. Nie wraca jako duch czy jakakolwiek inna forma bytu dokańczać sprawy czy cokolwiek, a rzekome duchy zmarłych to w rzeczywistości demony czyli zbuntowane anioły i to one przybierają postaci najbliższych osób. Co do duszy, jest to po prostu inna nazwa istnienia, tak jak można powiedzieć, że np. w kinie mieści się 150 osób, 150 ludzkich istnień lub 150 dusz. Także nie wydaje mi się żeby istniało życie po śmierci, bo nawet na logikę mojej 5 letniej siostry "śmierć to koniec życia".
Wizje duchów to często kwestia gry świateł, jakiś zbiegów okoliczności itp, lub zmian chemicznych zachodzących w mózgu. Najczęściej to wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć. Inna sprawa, że podświadomość działa po swojemu na co niestety nie mamy wpływu tak samo jak na w/w zmiany chemiczne zachodzące w mózgu w danej chwili.
W snach również często widzimy przeróżne osoby, ale są to raczej projekcje, które są odzwierciedleniem naszych wspomnień i pragnień, a nie odwiedzin.
A co wy myślicie?
No ale gdyby kler zaczął głosić, że śmierć jest końcem, to kto jeszcze chodziłby do kościoła i dawał na tacę, skoro i tak wszyscy skończymy tak samo? :D Chociaż można też podważyć wiarygodność Biblii. Grecy mieli mitologię, my mamy Biblię, ale obawiam się, że cel jest ten sam i to tylko próba wytłumaczenia tego, czego ludzie nie rozumieli. Choćby powstanie świata i ludzi - w Biblii jest przedstawione tak, jak wtedy ludziom się wydawało, podczas kiedy teraz nauka wskazuje na coś innego.
No i gdzie są w Biblii dinozaury?! ;D W dzisiejszych czasach mamy coraz więcej faktów postawionych przeciwko (podobno) słowu Bożemu, ale kościół idzie w zaparte i walczy o każdą duszę/złotówkę ;)
Jeśli o śmierć chodzi też można wierzyć różnym wersjom albo tworzyć własne, ale nie zmieni to faktu, że dalej nic nie wiadomo ;P
Ja bym poszedł. Myślisz, że gdy już pójdę do kościoła to daje 2 zł na tace z przeświadczeniem w głowie "o hura dałem na tace teraz na pewno będę zbawiony"? Z Twojej wypowiedzi tak wynika. Na upartego można podważyć wszystko bo skąd wiemy co się dzieje na drugim końcu wszechświata, jakie prawa tam działają. Porównujesz mitologie która ma kilka tysięcy wyznawców z Biblią. Na temat interpretacji Biblii napisałem wcześniej, "ludziom się wydawało" wydawało... Uważasz, że Biblia została napisana przez ludzi którym się coś wydawało? Pismo Święte i dinozaury...? W dzisiejszych czasach walczy się z księżmi i kościołem a nie słowem Bożym, bo jak można zbagatelizować objawienie Fatimskie i 70 000 tysięcy świadków....?
To przeczytaj moją wypowiedź jeszcze raz i powiedz mi konkretnie, z którego zdania wynika, że TY dając 2 zł na tacę próbujesz "zbawić swoją duszę". Nie opisuję tu każdego przypadku z osobna, bo brak mi na to i czasu i wiedzy, mówię po prostu jaka jest część "wierzących" i z czego korzysta kościół. Czemu utożsamiłeś się z tą grupą - nie wiem i nie wnikam.
Ja wierzę w Boga, nie w kościół i osobiście lepiej czuję się, kiedy wieczorem sama się modlę w spokoju, w formie rozmowy, niż klepiąc bezmyślnie zdrowaśki w pierwszej ławce w kościele. A czy przez to jestem gorszym albo mniej wartościowym człowiekiem niż Ty albo dewotka, która nie opuszcza żadnej mszy i zawsze daje na tacę, to już nie nam oceniać.
Czy Biblia to w całości wyłącznie Słowo Boże mam wątpliwości, na jakiej zasadzie już wyjaśniłam. A że kościół łakomy jest na pieniądze i wiarę ludzi wykorzystuje do bogacenia się wiadomo od dawna i zaprzeczać może tylko osoba całkowicie zaślepiona wiarą.
Nie twierdzę, że to ja mam rację, bo nie wiem, kto ją ma, ale mam swoje poglądy i staram się być otwarta na poglądy innych. Pod warunkiem, że mój rozmówca jest równie otwarty na moją opinię, a nie wychodzi z założenia, że kościół, Bóg i Biblia to jedno i to samo, a poddanie w wątpliwość jednego z tych czynników jest równoznaczne całkowitemu braku wiary i że za swoje "bezbożne" poglądy "będę się w piekle smażyć". Więc jeśli nasza dalsza dyskusja ma zmierzać w tym kierunku - oszczędź sobie nerwów, a mi czasu.
" No ale gdyby kler zaczął głosić, że śmierć jest końcem, to kto jeszcze chodziłby do kościoła i dawał na tacę, skoro i tak wszyscy skończymy tak samo?" Logicznie z tego zdania wynika, że kler głosząc, iż śmierć nie jest końcem tylko początkiem, dostaje za to jałmużnę na tace ponieważ katolicy chodzą do kościoła. Z Twoich wypowiedzi wywnioskowałem, że nie wierzysz w Boga, mój błąd. Można też zauważyć, że nie przepadasz za kościołem i księżmi. Jest wiele parafii i wielu księży a Ty chyba wrzucasz wszystkich do jednego worka. Byłem w wielu kościołach na wielu różnych mszach i z niektórych po 10 minutach miałem ochotę wyjść, na innych miałem ochotę zostać. Nie jestem wielkim chrześcijaninem, nie chodzę często do kościoła i nie siadam w pierwszych rzędach ale nie lubię gdy ktoś uogólnia Religię i rzeczy z nią związane. Nie lubię gdy ktoś posługuję się Biblią do interpretacji własnych przemyśleń kiedy raz ją przeczytał i jeszcze pewnie nie całą. Kościół jest łakomy, wykorzystuje wiarę ludzi, możliwe, ale znów wrzucone do jednego worka. Każdy odpowiada za siebie, każdy decyduje o tym ile wrzuci na tacę itp. To nie jest obowiązek, to nie islam. Nie wiem kto ma rację, w tym temacie ciężko jest rozstrzygnąć jakiekolwiek racje, pomyśl jednak sobie, że są takie miejsca gdzie Bóg, kościół i Biblia, może nie o tyle znaczą to samo co są pewnego rodzaju jednością. I czy sugerujesz, że pisząc pierwszy komentarz byłem zdenerwowany ? ;p
Sugeruję, że jeśli chciałbyś pójść torem "kościół tak głosi, więc racje mam tylko JA i każdy kto się z tym nie zgadza jest głupi/zły" to wcześniej czy później byś się zdenerwował, bo moje poglądy raczej nie uległyby zmianie ;P
Nie przeczę, że uogólniam, ale jak już mówiłam - nie mam ani czasu, ani odpowiedniej wiedzy, żeby omawiać każdy pojedynczy przypadek. Zdaję sobie sprawę, że księża to też ludzie i są bardzo różni. Wiem, że wielu księży wybiera taką drogę z powołania i nie można niczego im zarzucić, dlatego staram się nie wpadać w drugą skrajność i np.nie mieszać w argumenty pedofilii, tylko dlatego, że zdarzyło się kilka takich przypadków. Ale patrząc ogólnie na narzucane przez kościół normy widzę głównie zachłanność i manipulację. Nie winię za to każdego księdza z osobna, po prostu nie jestem zwolenniczką kościoła jako instytucji. Dlaczego - mogłabym długo wymieniać.
"kler głosząc, iż śmierć nie jest końcem tylko początkiem, dostaje za to jałmużnę na tace ponieważ katolicy chodzą do kościoła" - to prawda, ale nie twierdzę przecież, że dla każdego katolika priorytetem jest składka na tacę. Widzę tylko, że niektórzy, szczególnie starsi ludzie, mają tendencję do sposobu myślenia "dam księdzu na tacę 5 zł na kwiaty dla Maryi, to będę miała dobry uczynek" czy "chodzę w każdą niedziele do kościoła, więc na pewno pójdę do nieba" i kościół z tego się utrzymuje. A gdyby okazało się, że nie ma życia po śmierci albo odwrotnie - każdy, bez względu na to jakim był człowiekiem, dostanie po śmierci nagrodę, to przypuszczam, że wszystko trochę by się zmieniło, w tym zysk kościoła ;P
Jedną z głównych przyczyn wiary jest życie po śmierci, myślę, że raczej tym stwierdzeniem wybiegłaś za daleko ;p. Gdyby jakimś sposobem okazało się, że nie ma życia po śmierci(co jak dla mnie jest nie możliwe do udowodnienia naukowo, tak samo jak do udowodnienia, że jest) to nie tylko dotyczyło by to chrześcijan, lecz także judaizmu czy islamu. "Każdy bez względu na to jakim był człowiekiem, dostanie po śmierci nagrodę" generalnie ta teoria brzmi trochę jak science fiction, ale na pewno miałoby to ogromne konsekwencje na skalę światową, wtedy w moim mniemaniu wielu ludziom(choć staram się wierzyć w dobroć od serca) nie opłacało by się być "dobrym człowiekiem". Także nie jestem zwolennikiem kościoła jako instytucji, i manipulacją przede wszystkim starszych ludzi. Ale po to jestem ja czy Ty aby ich uświadamiać, ja swoją babcie uświadomiłem słuchała radia Maryja i co najgorsze powtarzała to co tam wygadują, po niedługich rozmowach(wręcz kłótniach) przestała, nie zmieniła znacząco poglądu ale nie wierzy już na ślepo w to co mas media tego typu próbują nam wcisnąć. "Kościół tak głosi, więc racje mam tylko JA i każdy kto się z tym nie zgadza jest głupi/zły" :) taki osąd... to może przez te kropki, chciałem podkreślić wagę tematu, bo dla mnie kościół, Bóg czy Biblia to kruche tematy, gdzie nie za bardzo są miejsca na uogólnienia, pisząc nie denerwuje się, czytanie i pisanie raczej mnie uspokaja, co innego w rozmowie ;)
Pomysł, że po śmierci nie ma niczego nie wyszedł ode mnie, ja tylko się do niego odwołałam, więc radziłabym rzucić jeszcze raz okiem na początek tej dyskusji ;)
Z doświadczenia wiem, że próba uświadamiania starszych ludzi często mija się z celem, bo to właśnie ten przypadek, kiedy każdy, kto nie zgadza się z kościołem jest "zły". Nawet to rozumiem, bo kiedyś też miałam inne podejście i nie dziwię się, że trudno jest teraz zmienić poglądy osobie, która całe swoje życie trwała w przekonaniu, że to, co głosi kościół jest bezwarunkowo dobre i święte. Zwłaszcza, że temat religii jest dość delikatny i często wiążą się z nim duże emocje.
Często ludzie spotykając się z odmienną opinią na tak ważny dla siebie temat mogą poczuć lekką frustrację (delikatnie mówiąc), kiedy ich rozmówca okazuje się odporny na "nawracanie". Stąd też moja sugestia, że JEŚLI byłbyś jedną z tych osób, dla których rację ma tylko kościół i które nie próbują nawet słuchać niczego innego, a ja bynajmniej nie mam zamiaru ustępować i gotowa jestem bronić swojego zdania, to w którymś momencie takiej dyskusji mógłbyś poczuć frustrację ;P Ciężko było ocenić po jednym poście jakie będzie Twoje dalsze podejście do tematu - rozsądne i tolerancyjne czy fanatyczne. Dlatego wolałam od razu uprzedzić, że w drugim przypadku wywiąże się z tego długa i bezsensowna kłótnia, po której prawdopodobnie żadna ze stron i tak nie zmieniłaby zdania ;P
Oczywiście, że nie od Ciebie. Odniosłem się tylko do Twojej wypowiedzi, gdzie napisałaś, że księża nagle zaczęli by głosić, iż nie ma życia po śmierci. Może napisałaś to pół żartem pół serio, ale ciężko mi sobie nawet wyobrazić taki scenariusz, świat stanął by na głowie. Rozumiem, że na temat chrześcijaństwa masz już swoje wyrobione zdanie. Ale czy to oznacza, że to zdanie nigdy nie ulegnie chociaż małej zmianie? W całej tej dyskusji chcę podkreślić przede wszystkim jak delikatny, tak jak wspomniałaś, jest temat religii. Wypowiadając się ogólnikowo niczego nie wyjaśnimy, posługując się ślepo Biblią także. Kościół coraz bardziej zniechęca młodych, choć nie wszędzie, to wyraźnie widać, dlaczego, nie wiem. Ja tylko dzielę się zdobytą wiedzą i chcę aby ten temat traktować rozsądnie i poważnie. Wiara może opierać się na faktach ale nie można ulepić z faktów wiary ;)
Nie byłam pewna czy to takie oczywiste, skoro napisałeś, że "tym stwierdzeniem wybiegłam za daleko", podczas kiedy miałam na myśli mniej więcej to samo, co Ty - że taka sytuacja jest mało prawdopodobna, nawet jeśli byłaby prawdziwa. No ale jak kto uważa ;P
Oczywiście jestem gotowa w każdej chwili zmienić swoją opinię jeśli czyjeś argumenty mnie przekonają albo sama dojdę do innych wniosków niż obecnie. Jak na razie nie miało miejsce ani jedno, ani drugie, a główne kontrargumenty z jakimi się spotykam, to "tak mówi kościół" albo "tak pisze w Biblii" - dla mnie mało przekonujące. Z drugiej strony w kwestii religii ciężko jest cokolwiek udowodnić, więc w najbliższym czasie nie spodziewam się rewolucji w swoich poglądach ;P
"Nie jest świadomy niczego" ok. Ale czy nie można go uświadomić ? Może uświadamia sobie gdy jest gotów ? Na co ? Może jest gotów gdy już sobie uświadomi ? Widzę że zbyt dosłownie interpretujesz Biblię. To nie jest zwykła książka, to domysł, zagadka. Biblia niczego nie wyjaśnia wprost, tak naprawdę mało wyjaśnia a jeszcze więcej komplikuje. Zgubną rzeczą jest przeczytanie Pisma Świętego i posługiwanie się nim w celu wyjaśnienia własnych zagwostek. Biblie studiuje się latami, a najlepiej o Biblii porozmawiać z Teologami, jeśli chce się na nią powoływać.
nie wierzysz w sny? ja nie wiem co mam myslec o nich. wyśnilą mi sie smierc mojej siostry, dokladnie tak jak zgineła, leciala wsrod drzew z rowerem. zostala potrącona przez samochod i rzeczywiscie leciala wsrod drzew. moj sen przysnil mi sie w wakacje a zginela w drugiej połowie wrzesnia. byl to pierwszy raz kiedy obudzilam sie z placzem. mialam 9 lat. potem wysnilam smierc mamy, na pare dni przed. snilo mi sie ze przyszla do naszego domu moja zmarla siostra . mam bardzo sie cieszyla przytulila moja siostre a ja płakalam bo wiedzialam ze wezmie ze soba mame. mialam 11 lat.
Za to mojej mamie przyśniło się, że była w jakimś szpitalu, przyszła do niej pielęgniarka i powiedziała, że jej przykro ale pani musi umrzeć. Moja mama zaczęła ją prosić czy nie da się czegoś jeszcze zrobić, te,u zaradzić. Pielęgniarka na chwile odeszła, kiedy przyszła powiedziała, że nic nie da się zrobić ona musi umrzeć. Moja mama jednak nie przestała prosić, błagała by poszła się jeszcze raz spytać [Boga] czy to jest konieczne. Sytuacja się powtórzyła. Gdy się przebudziła pies tak strasznie zawył 3 razy. Miesiąc później zmarł jej brat.
Ponoć reinkarnacja była uznawana przez kościół do bodajże 553r n.e., ale kościół w końcu uznał, że jest to dla nich niewygodne, gdyż ludzie mieliby za dużo czasu na "odkupienie" win i usunęli z Biblii fragmenty jej dotyczące, odcinając się tym samym od tego dogmatu. Ogólnie Biblia była przeca edytowana mnóstwo razy + dochodzą błędy w tłumaczeniach. Naprawdę wierzycie, że ta Biblia, która jest teraz powszechnie dostępna jest w dokładnie takiej wersji w jakiej została spisana?
kiedy przeczytałam twoją wypowiedź to aż kopara mi opadła na dół. z ojcem pio moja rodzina doświadczyła DOKŁADNIE tego samego.ale nie zgodzę się z tym, że był to intensywny zapach róż, mi ten zapach utworzył się w wyobraźni bardziej jako białe kwiaty. a był to najpiękniejszy zapach kwiatów na świecie... ale może coś więcej o tej historii...
jakieś 9 lat temu moja mama wylądowała na odziale urazowo szczękowym w zabrzu. czekał ją bardzo poważny i bardzo bolesny zabieg i bardzo długo nie było jej z nami. w tym samym czasie kiedy moja mama tam leżała ja z bratem wracaliśmy z ojcem od babci, która mieszkała na tym samym osiedlu parę bloków dalej. po szkole wracaliśmy prosto do niej żeby zjeść obiad i odrobić lekcje z racji tego, że w domu nie było nikogo kto mógł się nami zająć (ojciec od rana w robocie). pamiętam że towarzyszył nam też wujek, brat od ojca. nigdy nie zapomnę wyrazów ich twarzy ani mojego zaskoczenia po przekroczeniu progu mieszkania. "tato kupiłeś mamie kwiaty" ?? bo w CAŁYM mieszkaniu, w każdym kącie, rogu wydzielał się tak silny i intensywny zapach kwiatów jak w jakiejś mega dużej kwiaciarni. hah. ten zapach był po stokroć piękniejszy. był tak silny i nieziemski, że czułam go aż w głowie bo nie wiem jak inaczej mogę to opisać. ojciec stanął jak wryty a ja się zorientowałam, że nic nie wie o żadnych kwiatach ani żadnych nie kupił. zaczeliśmy jak szaleni przeczesywać mieszkanie w poszukiwaniu jakiejkolwiek wtyczki zapachowej w kontakcie, która by wyjaśniła to przedziwne zjawisko. NIC. zupełnie nic. wszystkie okna pozamykane na cztery spusty, żadnych kwiatków w domu choćby nawet sztucznego. nie wiedzieliśmy co o tym myśleć, lecz zapach był tak cudowny i obezwładniający, że jedyne co mi wtedy przyszło do głowy to nadzieja. to był zapach nadziei. i w jednej chwili jakby zapach zaczął się ulatniać. jakby tylko czekał na to aż przyjdziemy żeby go poczuć. ale nie ulotnił się od razu - niknął jak gasnący powoli halogen na suficie. taki, który reguluje się jasność w pokoju za pomocą przyłożeniu dłoni do włącznika. aż po chwili zniknął całkowicie. nagle ojciec się wystraszył. myślał, że to znak że mamie coś się stało, że coś w szpitalu poszło nie tak. zabrał się i natychmiast pojechał do niej. później mama mi opowiadała, że jak tam była to martwiła się o nas dlatego się pomodliła do ojca Pio o opiekę nad nami. nie miała zielonego pojęcia czy coś to da ale się pomodliła. (w kościół nie wierzy, ja również). Kiedyś wyczytałam, że kiedy ojciec Pio odwiedza kogoś to jego obecność objawia się właśnie przepięknym zapachem kwiatów. i to prawda. zapachu nie zapomnę do końca życia i wiem, że to była to sprawa ojca Pio, który wg mnie był bardzo niezwykłym człowiekiem. polecam dowiedzieć się o nim czegoś więcej tak btw........
Co do snów . . .duchy naprawdę mogą nas odwiedzać w tym stanie świadomości.
Kiedy zmarła mama mojego taty (miałem z nią naprawdę mały kontakt aczkolwiek kochała mnie mocno) śniła mi się niemalże codziennie.
Nie były to szczególnie przyjemne sny...Raz śniła mi się smutna, ubrana w piżamę i siną twarzą.
Co do ojca Pio - to na pewno były róże, a nie fiołki? Mojej babci przytrafiło się dokładnie to samo, tylko że poczuła zapach fiołków :)
Czy widzisz cos dziwnego w tym,ze snimy o sprawach,ktore w danym momencie wywieraja duzy wplyw na nasza psychike?
Przeczytałam co napisałaś i mam ciarki na plecach. Coś w tym wszystkim jest. Coś co trudno wytłumaczyć, ale dlatego i ten film robi takie niesamowite wrażenie.
Zanim jeszcze z rodziną przeprowadziłam się do bloku mieszkaliśmy w wynajmowanym domu jednorodzinnym. Właściciel mieszkał na przeciwko nas. Było tak, że jego matce się zmarło ale przed śmiercią zastrzegła że nie chce być pochowana razem z mężem którego z czasem znienawidziła. Po jej śmierci olał jej wolę, więc zaczęła go straszyć. I tak sobie krążyła z jego domu do naszego. Wtedy byłam jeszcze dzieckiem i nie wiedziałam dokładnie co to jest. Pewnej nocy się obudziłam i zobaczyłam wysoką postać wiszącą w powietrzu o długich ciemnych włosach (nie było widać twarzy). Unosiła się przed wejściem do pokoju moich rodziców. Przez chyba pół godziny tak na to patrzyłam i w końcu zasnęłam. Dopiero niedawno od taty dowiedziałam się o tej historii i że moja mama ją w końcu przegoniła (zna sztuczki typu topienie węgielków, sól przy progach czy zmory).
Jeszcze innym razem - w tym samym domu - w wieczór wigilijny rodzice wysłali mnie i siostrę na dwór żebyśmy wypatrzyły mikołaja ;P Z naszego podwórka wychodziła jakby polna ścieżka a z niej już asfalt. Zobaczyłam że na końcu tej ścieżki ktoś stoi, ale nie ruszał się i nie miał twarzy tylko białą plamę. Było ciemno ale wyraźnie było widać że nie ma twarzy... Rodzice nas zawołali i koniec. Nie pamiętałabym o tym gdyby siora nie powiedziała mi że też to wtedy widziała...
Nie dawno też zmarł mój dziadek i jakiś czas po pogrzebie weszłam do kuchni, chciałam coś sięgnąć ze zlewu. Ale coś mnie złapało za rękę...... Oczywiście od razu puściło ale uczucie co najmniej dziwne. Jeszcze godzinę później siadałam z talerzem do stołu i coś mnie musnęło po ręce. Mojej siostrze zdarzyło się podobnie.
Wiem, że to dziwnie brzmi ale to wszystko prawda.
Gdybym zobaczył w nocy ducha, który wisi w powietrzu to chyba bym dostał zawału :)
Straszne przeżycie.
Wierzę Ci :)
Koledzy mojego brata kiedyś wybrali się na popijawę do lasu.
Dla jaj zaczęli sobie robić zdjęcia telefonem.
Po tej tzw. zabawie postanowili je sobie obejrzeć.
Musieli być wielce zdziwieni kiedy na jednym zdjęciu było widać białą postać za jednym z nich.
Szybko stamtąd zwiali.
To opowiadał mi dziadek . Po wojnie ( tam skąd pochodzę ) w lasach zostało pochowanych wielu rosyjskich żołnierzy , żeby dostać się do innej miejscowości trzeba było właśnie przez taki las przejechac , moj dziadek mówl, że bardzo długo po wojnie jadąc wozem przez ten las można było zobaczyc ruskiego w mundurze z opuszczoną głową do dołu , no i rzeczywiście tak było , dzaidek wieczorami odbierał moja ciocię ze szkoły i jeżdzil lasem , zobaczył jak to określił "stracha " stał tam co zawsze z opuszczoną głową , cos w tym jest bo jego konie przyśpieszały i odsuwały sie na koniec drugiej strony , tak samo krowy idące na pastwisko bardzo bały się przyspieszajac chód , zawsze podziwiałam spokoj z jakim mówił o tym , twierdzil ze w tamtych czasach to bylo normalne bo ludzie nie byli bierzmowani ( cokolwiek to znaczy) , tak czy owak duzo ludzi widywało te "coś" ale kazdy przyśpieszał nikt sie do niego nie zblizał , aż do momentu kiedy mój sąsiad wpadł na pewien swietny pomysł , widzial tego faceta nie raz i pomyslał ze to musi byc jakis żart wiec postanowil ze go zaczepi by zobaczyc jego twarz , chcial mu spojrzec prosto w oczy no i spojrzał , gdy znalazł sie w lesie był tak pewny że to jakis blef , że w biegu złapal go za reke i gosciu podniosl twarz ale co zobaczyl sam nie wie bo starcil przytomnosc ocknal sie za jakis czas i uciekł , pamietal tylko ze podniosl twarz ale nic nie zobaczyl w kazdym razie mial takiego stracha że nigdy juz tamtedy nie chcial chodzic, teraz ta droga nikt nie chodzi w sumie tez sama nic nie widzialam , kiedys byl tam las bardzo gęsty teraz wiadomo co robią z lasami , ale swego czasu działy się tam dziwne rzeczy . Nie wiem czy ktokolwiek w to uwierzy ale ja wierzę .
pamietam jeszcze dwie krótkie historie , Pierwsza , dziadek wraz ze swoim tatą jechali wozem zaprzęgniętym w dwa konie i w pewnym momencie z lasu wyskoczył czarny koń , i dołaczył się do tych dwóch , dziadek mówił, że nie widzial w zyciu takiego pięknego konia był caly czarny ale sierśc mial błyszcząca , obserwowali tego konia z zachwytem, ale bylo dziwne ze w środku gęstego lasu na jakims kompletnym zadupiu wyskakuje koń, konie z zaprzęgu zaczeły parskać i odsuwac sie i w tym samym momencie koń zniknął .
Druga historia . W niedzielne popołudnie znajomy dziadka razem z zona wybrali sie do lasu na grzyby czy spacer i w środku lasu ( co śmieszne) znajomy zobaczył prosię :P i pomyslal " że biedne są czasy a mnie się ono przyda" i zaczał biec w strone prosięta co dziwne ono sie nie poruszało, stało w miejscu i patrzylo się na niego kiedy juz chcial je złapac wyciagajac ręce pojawialo sie tuz za nim , po trzech próbach włosy mu się zjeżyły na głowie wszytskiemu przygladała sie żona na poczatku rozbawiona potem juz przestarszona , a prosie stało dalej przygladajac sie , oczywiscie szybko uciekli , ale najedli sie starchu.
Ciekawe opowieści.
Ja w swojej rodzinie słyszałem następującą:
Pewien mój daleki wujek ze wsi wracał kiedyś do domu przez las. Nagle zobaczył przed sobą jakąś dziwną postać. Jakby zahipnotyzowany zaczął za nią iść. Po chwili jakimś cudem obudził się po pas w wodzie. Nawet nie poczuł jak zaczął wchodzić w głąb jeziora coraz głębiej.
O ludzie, aż mnie ciarki przeszły!!
Dobrze, że jakaś siła wyższa nad wujkiem czuwała, skoro ocknął się w ostatniej chwili.
Kiedyś słyszałem zdanie, że to ludzi należy się bać a nie duchów bo duchy rzekomo nie mogą skrzywdzić ale teraz wiem po wielu zasłyszanych historiach, że to nieprawda.
Te wrogie i złośliwe mogą bardzo uprzykrzyć życie.
Też słyszałam takie zdanie, jednak patrząc na przypadek tego wujka, to wcale się to nie potwierdza.
Z innej beczki, to chciałam odpisać użytkownikowi "A_Master_of_Disaster", ale już drugi raz nie przechodzi mój wpis (zaznaczam, że odświeżałam stronę). A jego przypadek wybitnie mi się kojarzy ze zjawiskiem opisanym w książce Deana Koontza "Odd Thomas".
Fragment recenzji w/w książki:
---
Odd ujawnia, że poza niezwykłym talentem do postrzegania duchów zmarłych ludzi, widzi też jeszcze jedną formę zjaw, której zwykli śmiertelnicy nie zauważają. Te mroczne cienie nazywa bodachami. Nazwę zapożyczył od pewnego młodego Anglika, który także widywał bodachy, ale zdradził się z tą umiejętnością i zapłacił za to życiem.
Odd nie wie, czym są bodachy, ale wie, że niczym magnes działa na nie ludzkie cierpienie. Dlatego bodachy pojawiały się w znacznych ilościach w miejscach, gdzie popełniano zbrodnie. Towarzyszyły też często osobom zamierzającym popełnić zbrodnię. Nic zatem dziwnego, że kiedy do baru, gdzie Odd Thomas pracuje jako kucharz, wchodzi mężczyzna w otoczeniu tłumu bodachów, Odd jest mocno zaniepokojony. Wie, że może to być zapowiedzią wielkiej tragedii, której sprawcą będzie ów mężczyzna.
Koresponduje to zresztą ze snami, czy może raczej koszmarami, nawiedzającymi od pewnego czasu Odda. W koszmarach tych widzi ciała pomordowanych obywateli Pico Mundo. Postanawia zatem odkryć tożsamość mężczyzny, którego na razie nazwał Grzybem. Dzięki swym umiejętnościom (zdolność widzenia tego, co umyka zwykłym śmiertelnikom, to nie jedyny jego talent) odnajduje dom Grzyba.
Poza odkryciem jego tożsamości, musi się dowiedzieć, co takiego on zaplanował, że przyciągnęło to uwagę aż tylu bodachów. Musi mieć mocne dowody, bo inaczej policja nie będzie mogła interweniować. Wprawdzie dzięki pomocy, której udzielał policji, zaskarbił sobie wdzięczność szeryfa, któremu zdradził nawet część swojej tajemnicy, ale nie sposób kogokolwiek aresztować tylko dlatego, że tłoczy się wokół niego tłum bodachów. Nie wspominając o tym, iż takie oskarżenia mogłyby skończyć się uznaniem za większe zagrożenie właśnie Odda.
----
Sorry za zdublowanie tego samego (powyższej recenzji) stronę dalej, ale tu już wygasła możliwość edycji.
Okazało się, że wiadomości nie przechodziły przez to, że załączałam link do strony z recenzją.
Nie sądziłam, że to może być przeszkodą, bo nie raz ludzie coś wklejają i widać linki w treści wiadomości.
Któregoś dnia w nocy moja stara szafa zaczęła się trząść i łomotać, drzwi się otwierały i zamykały. Byłam wtedy dzieckiem i spałam ze swoją starszą siostrą, obie to słyszałyśmy, ale żadna nie odważyła się wstać zapalić światło i zobaczyć co się dzieje. Rano, gdy opowiedziałyśmy rodzicom co się stało powiedzieli nam, że szafa była naszej zmarłej babci i pewnie przyszła po coś i jak przyjdzie ponownie nie mamy się obawiać, bo niczego nam nie zrobi. Niestety już nigdy tak się nie stało, może dlatego, że szafy już nie ma.
Pamiętam jeszcze jak mama kiedyś opowiadała, że podczas pogrzebu babci podeszła do trumny i ręka zmarłej złapała ją i ponoć powiedziała, że nie ma się niczym martwić..
Rzeczywiście to musiało być straszne.
Zakładając ten temat nie wiedziałem, że będzie taki wielki odzew.
Ludzi, którzy mają za sobą takie przeżycia musi być naprawdę nie mało.