Ho-ho-ho... A czlowiek myslal, ze juz wszystko widzial :). Poczatek filmu wrozy nam dramat rodem z Discovery Channel, ale po kwadransie wiadomo, ze jednak intencje tworcow byly zupelnie inne.
Nie widzialem Ong Bak, z tego co tu pisza ludzie, to wlasciwie nie ma specjalniego powiazania z Ong Bak, z reszta ogladajac 'Tom Yum Goong' nie czulem sie spaecjalnie zagubiony, bo fabula nie jest jakas wymyslna (no, moze szukanie slonia to dosc oryginalny pomysl, ale reszta to typowa historyjka sciganego, ktory jest niewinny).
Za fabule moge postawic co najwyzej 3-4, ale walki... WALKI! Cos rewelacyjnego, jesli jeszcze dodamy, ze odpowiedzialny jest zanie ten sam gosc, ktory jest gl. bohaterem filmu, to musimy sie przed nimi pochylic. Naprawde swietnie srobione, miejscami mialem wrazenie, ze brali gosci z ulicy, ktorzy podpisywali papiery, ze w razie kalectwa, nie wnosza sprawy do sadu :).
Gl. bohater (ktory na bank ma cialo z mieszanki gumy i tytanu :), nie pozwala sie nudzic, wciaz pokazuje coraz to nowe umiejetnosci. Co najwazniejsze - montaz jest 'do objecia' i kamera nie lata, jakby zajmowal sie nia koles od krecenia teledyskow, na MTV to sie moze i takie rzeczy sprawdzaja, ale szybkie, ciete ujecia zabily juz niejedna sekwencje walk w kinie. Dyszka za to, jest na co patrzec.
Skoro fabula 4 a choreografia walk 10, to film wypada na 7 - niezle, niezle! Dla fanow widowiskowej mlocki pozycja obowiazkowa.