Najnowszy film Jerzego Stuhra jest trochę zabawny i jeszcze mniej bezkompromisowy. Przede
wszystkim jednak jest dość słaby a to prawdopodobnie przez rwany i mało spójny scenariusz. To
kolejny film Pana Jerzego, na który miał on fajny pomysł a realizacja pokazała, że trochę brak w tym
swoistego "grrrrr". Porównania do "Zezowatego szczęścia" i "Obywatela Piszczyka" na wyrost.
Często sataryczne ujęcia rażą schematycznością oraz wtórnością przez co są mało zabawne - bo
oklepane. Rzeczywiście jedna scena warta zapamiętania - solidarnościowiec oblewający się
sokiem pomidorowym - to taka jedyna wisienka.