powtarzane są w tym w nim pewne sceny, którymi kinematografia jest juz przesycona i to tworzy z tego filmu twór tuzinkowy:
1) zagadka z cyframi
2) "Chcesz się bawić, zabawimy się"
2) osobista tragedia (śmierć syna)
3) utrata wiary i próba nawracania (postać księdza)
4) dotarcie mordercy do żony
5) wszechwiedza gł. bohatera
...
Eh, marniutki
Dokładnie, dobrze gadasz;) Troszkę przynudnawy ten film, ale scena gdy główny bohater śmieje się z wypadku siostry kolegi mnie rozwaliła:D
Tylko jak się jej dokładnie przyjrzeć to zupełnie się kupy nie trzyma. Na początku jeszcze myślałem że on zaśmiał się ironicznie bo opowiadali dowcip -historie o wypadku samochodowym a przecież on stracił syna o czym non stop myśli. I to by było jeszcze zgodne z charakterystyką bohatera ale gdy w późniejszej scenie śmieją się z tego widać że śmieszył go dowcip. Tyle, że bohater od początku przedstawiany jest jako osoba bez poczucia humoru i wręcz nie lubiąca dowcipów. A tu dowcip jak nic przypominający mu o śmierci syna i bach śmiech. Nienawidzę niespójności w charakterystyce bohaterów. Psują cały obraz i uniemożliwiają utożsamianie się z nim. Poza tym film do bani. Policjanci głupi a sceny przewidywalne.
Mnie zastanawia dlaczego w obliczu braku dowodów nie posłużyli się świadectwem tego ślepego faceta od kaset. Przecież mógł on bez problemu zidentyfikować mordercę po głosie.