To facet, który w Cannes, przed projekcją najgłośniejszego swojego filmu Pulp Fiction, zapytał widownię o to, komu się podobały Okruchy dnia z Anthonym Hopkinsem i Emmą Thompson. Podniosło się kilka rąk. Oświadczył więc stanowczo: To wypierdalać z mojego filmu!
Tarantino to cwaniak który dobrze wie jak osiągnąć to co akurat sobie zaplanuje. Jest dupkiem. Takie odniosłam wrażenie. Nie darze go sympatią, ale lubię jego filmy.
Dlaczego ludzie którzy mają ten specyficzny sposób bycia dzięki któremu nie muszą nikomu wybaczać i nie muszą prosić nikogo o wybaczenie zawsze nazywani są dupkami?
trochę nie tak z tą anegdotą! Tarantino zapytał ludzi na pokazach przedpremierowych Pulp Fiction o trzy filmy: Wściekłe Psy, Prawdziwy Romans i Okruchy Dnia. Oczywiście promieniał z dumy kiedy zgłoszono dwie pierwsze propozycje (do drugiej napisał scenariusz), ale do grupy, która zakomunikowała, że podobał im się ten trzeci powiedział wprost "Wypier#$ć z kina!
Co ciekawe w Django kamerdyner grany przez L.Jacksona nazywa się właśnie Stevens...
edit: Nazywa się Stephen, ale skojarzenie nasuwa się samoistnie
Tarantino robi gówniane filmy dla ludzi pozbawionych gustu. Żaden z jego filmów nie dorasta do pięt najlepszym filmom z udziałem A. Hopkinsa.
Nie wiem jak można te filmy porównywać, przecież to jest zupełnie inny repertuar i oba mogą znaleźć tych samych odbiorców.
Tak jest. Nie przejmowałabym się za bardzo odzywkami Tarantino, facet z założenia jest ekscentryczny. Oglądałam 'Pulp Fiction'; super; oglądałam 'Okruchy' - też super, w innej kategorii.
A ja myślę, że powiązał charakter swojego filmu do "Okruch..." i jako, że jest to zupełnie inny stopień wrażliwości, entuzjastom Okruch (z jego manierami, światem dżentelmenów i kunsztu serwisu i w ogóle ą ę) mógłby, delikatnie mówiąc, nie spodobać się film Pulp Fiction. Natomiast sama chamska wypowiedź Tarantino to przecież sama esencja tego reżysera, jak i temperament jego filmów.
szperk, myślę, że Twoja intepretacja jest trafna :).
Co do Okruchów widziałam częściowo i poluję na ten film, bo jest zdecydowanie z gatunku takich , jakie bardzo lubię.
Natomiast filmy Tarantino są dla mnie też super, bardzo amerykańskie, ale genialne w swojej wymowie :).
przanalizuj sobie program cbs europa. ja mam na kablowce. a leci wlasnie drugi raz w tym tygodniu. moze jeszcze bedzie kilka razy. :)
A mi się podobają oba filmy - i to bardzo. Więc zostałbym na projekcji Pulp Fiction nawet jakby sam Tarantino mnie na kopach wyganiał :)
Dla mnie Okruchy to piękny i nastrojowy film , co do "dzieł" Tarantino pozostawię je bez komentarza .
A coś takiego jak "arcydzieło " wogle istnieje , jeszcze nikt nigdy nie nakręcił filmu , nagrał piosenki, namalował obrazu, napisał książki które by podobały się wszystkim.
arcydzieło to nie jest dzieło, które podoba się każdemu człowiekowi. skąd ty wytrzasnęłaś tę definicję?
Nie wytrzasnęłam i to nie jest żadna definicja , dla mnie Okruch pełen uczuć i spokoju ,dla innych może to być lekarstwem na bez senność . Nasz odbiór filmów jest subiektywny . Czy dwoje ludzi może myśleć dokładnie to samo o jakimś filmie ?
a co to ma do rzeczy? filmy oceniamy subiektywnie, co nie znaczy, że coś takiego jak arcydzieło nie istnieje. jest wiele arcydzieł: czas apokalipsy, ojciec chrzestny, siódma pieczęć, obywatel kane, 2001:odyseja kosmiczna- czy te filmy podobają się każdemu? nie. czy każdy odbiera je tak samo? nie. ale wniosły coś do kina, wyróżniają się na tle innych filmów, uchodzą za perfekcyjnie zrealizowane, no i zostały uznane za arcydzieła przez ogół odbiorców.
Co niby miałby powiedzieć Hopkinsowi ?
Nie rozumiem komentarzy pod tym tematem. Autor tematu napisał ciekawostkę, a wszyscy zaczęli pisać o filmach Tarantino. "Okruchy dnia" i "Pulp Fiction" to zupełnie inne filmy. Jedni lubią ten film, inni tamten. Kwestia gustu. Ja osobiście uwielbiam obydwa.
Kieślowski powinien powiedzieć to samo przed projekcją "Czerwonego" w odniesieniu do Pulp fiction (na tym samym festiwalu).
Kieślowski był intelektualistą, a intelektualiści nie potrafią filmów robić. Pokazał ci to Sztur w Amatorze, jak się żony przestraszył. Teraz ci się ostał Zanussi i banda młodych debili, którzy myślą, że film to jest książka. Przecież taki Wajda, który się zestarzał gdzieś po "Ziemi Obiecanej" a nie po "Panu Tadeuszu" to nadal jest lepszy filmowiec niż ten twój Kieślowski, który wciąż jest tylko i wyłącznie intelektualistą, bez talentu do filmu.
Wszyscy oczywiście myślą, że Sztur przestraszył się swojej pasji, artyzmu, który go popchnie w samotność. A to gówno prawda. Żona wiedziała, że ty głupi chujku z kamerą za dużo myślisz.
nie mając do tego absolutnie żadnych predyspozycji. Książkę napisz, pobujaj się z Korowcami, poprotestuj, wyjedz do Francji, we Francji każdą pierdołę biorą za sztukę, za dużo prawdziwych artystów mieli w historii i już im się miesza. Coś w ten deseń, ale za kamerą to taki sobie jesteś, cungle za dużo myślisz, zamiast nagrywać.
No tak. Kieślowski niby filmów robić nie umiał, ale jak już co do czego przychodzi, to powołujesz się na "Amatora" tegoż reżysera i wnioski zeń wypływające. Od czasu śmierci Kieśla nie mamy już reżysera na takim poziomie, ani wśród "filmowców" ani wśród "intelektualistów". Owszem, Kieślowski nieraz za mocno kombinował, jakieś przeplatanie się wątków w "Dekalogach" i "Trzech Kolorach", jakieś filmy kręcone seriami, jakieś wyssane z palca intrygi kryminalne, nie zawsze miał filmową biegłość w przedstawieniu swych przemyśleń, ale faktem jest, że to najbliższy człowiekowi polski reżyser, jego emocjom, problemom, obawom.