W "Omega Cop" powodem katastrofy stało się niemal całkowite zanikniecie warstwy ozonowej. Wszelkie protuberancje słoneczne wywołują tajemniczą chorobę skóry, która przeżera ciało i pociąga za sobą obłęd. Czynnik ten okazał się na tyle znaczący, że doprowadził do niemal całkowitego upadku władzy w USA, a w kraju rozpanoszyły się gangi.
W tak zarysowanych realiach przyszło działać John'owi Travis'owi, policjantowi służącemu w jednej z ufortyfikowanych placówek tzw. Special Police, usiłującej nadal strzec prawa. Jedna z akcji jego oddziału przeciw miejscowemu gangowi, handlującemu kobietami, wodą, paliwem itp. kończy się tragicznie, bowiem ludzie Travis'a giną w strzelaninie, a on sam, ze względu na wybuch słoneczny, nie może wrócić do bazy, i musi samodzielnie stawić czoło przestępcom, do pomocy mając jedynie trzy kobiety, wyrwane z rąk gangu.
"Omega Cop" to kolejne postapo klasy B, ale to nie powinno odstraszać. Akcja rozgrywa się na małym obszarze, obejmującym wyludnione, zaśmiecone miasteczko i jego okolice, zamieszkane przez niedobitki obywateli spychanych ze sceny przez zdegenerowanych członków gangu. W filmie dużo walk wręcz oraz strzelanek, łącznie z pojedynkami rodem z westernów (wszak to niemal Dziki Zachód), a wszystko przeplecione motywem muzycznym kojarzonym z Snake'm Plissken"em.
Film całkiem niezły. Fajny klimacik, sceneria, dobra muza w tle i praca kamery i to przybliżenie na postać Johna i ta dramatyczna muzyczka :) Jedynie do czego mogę się przyczepić to do walk. Sceny walk mało dynamiczne i bez finezji.