Ten film to chyba jakaś bardzo ale to bardzo zakamuflowana metafora. Rozumiem masoneria, żydzi i inni wrogowie ludu ale dlaczego twórca "Coś" odwalił taka chałturę??

Zacznijmy od tego, że muzyka została bardzo dobrze dobrana, trzyma w napięciu... trzyma, trzyma i trzyma...i nic. Właściwie przez 2/3 filmu nic się nie dzieje. Całą tę "akcję można by zmieścić w 15 minutowym wstępie.
On chodzi, szuka (sam nie wie czego, i ja też nie), przygląda się i próbuje coś wymyślić(?). Główny bohater do bystrzaków nie należy więc niczego nie wymyśla...i dalej chodzi i patrzy i duma.

W końcu przypadkiem znajduje okulary. Będzie akcja? A gdzie tam! Dalej chodzi i się przygląda ale teraz w okularach. Dalej duma. Ale to lata 80., US&A więc dajmy trochę wrestlingu co by ludzie się rozbudzili trochę, żeby z gardeł wybrzmiało "oh yeah!". W pewnym momencie sceny walki z Murzynem nawet główny bohater zaczyna się śmiać, bo wie jaką kichę odwala. Plus dla niego!

I na koniec się typowa nawalanka: walimy na oślep i uciekamy. W ostatnich minutach ratują świat, kosmos i może nawet coś ponadto.

Dialogów albo brak albo są tak nieistotne, że głusi mogliby obejrzeć bez napisów.

Zastanawiam się dlaczego nie zasnąłem przy tak nudnym filmie?! Otóż był tak nudny, że aż trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógłby dać temu "dziełu" coś więcej niż 2 gwiazdki, a tu aż 7!

Oglądając ten film przypomniała mi się scena z "Chłopaki nie płaczą".
"Film o facecie w łódce". A tu mamy film o facecie, który chodzi i czegoś szuka.