Widziałam już kilkanaście a może i kilkadziesiąt filmów o podobnej tematyce i ten niczym nie wybiega poza przeciętność. Typowy schemat: polot zostaje zestrzelony, trafia do niewoli, ucieka i wraca szczęśliwie do swoich czyż to nie cudowne? Oczywiście jak zwykle bywa w amerykańskich filmach wojennych. Dzielny bohater wraca cały i zdrowy, wszyscy wiwatują, do tego odpowiednia muzyczka i mamy klasyczny Happy End prawie jak w argentyńskiej telenoweli.
Nawet Christian Bale (którego osobiści bardzo lubię za role chociażby w Equilibrium czy American Psycho) tutaj jakoś mi nie pasował. Zagrał moim zdaniem dość słabo i jakoś tak niezbyt przekonująco.
Są dziesiątki a może nawet setki filmów tego typu więc ten nie jest wart szczególnej uwagi. Miłośnicy kina wojennego mogą obejrzeć, pozostali mogą sobie odpuścić i wybrać coś ciekawszego.
Zgadzam się z przedmówcą.
Przecież to wszystko już było - kolejny obraz o wojnie w Wietnamie. Film poniżej oczekiwań, momentami nudny.
A czegóż innego można byłoby się spodziewać od Borata i Ahmeda? :D
Żartuję oczywiście. Mnie film się nawet podobał. Zaskoczyła mnie rola Zahna, którego kojarzę głównie z kreacji komicznych. A Bale nie był wcale taki zły ;)
IMO jak na amerykański film o przegranej wojnie, jest dosyć krytyczny. To oczywiście tylko moje zdanie ;)
Pozdro ^_^