PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8401}

Orbitowanie bez cukru

Reality Bites
1994
6,9 19 tys. ocen
6,9 10 1 18561
6,1 19 krytyków
Orbitowanie bez cukru
powrót do forum filmu Orbitowanie bez cukru

Dziwię się ludziom, którzy wypowiadali się o tym filmie jak najbardziej pozytywnie a zarazem beż żadnej dozy krytycyzmu, a z takimi opiniamy do tej pory się spotykałem.

Film nieszczególnie przypadł mi do gustu. Przede wszystkim postać filozofa, jaracza fajek, który godzinami przesiaduje na kanapie. Rozmyślanie nie na tym polega, ale to wiedzą Ci, którzy zajmują się tym na poziomie akademickim.

Poza tym sympatyzowałem z Benem Stillerem, mimo że był ukazany jako ugryziona marchewka(pół warzywo). To on ją naprawdę kochał. Za 20 lat główna bohaterka obudzi się - będzie miała piątke dzieci, szóste w drodze i męża, który z piwnym brzuchem posuwa młodą dziewczynę.

Jeśli Stiller jest określony jako pragmatyczny to całe życie jest pragmatyczne. Okropnie frustrujący film, może dlatego, że z żadnym z bohaterów nie umiałem się utożsamić, mimo że sam wchodzę w dorosłość.
Pozdr.

ocenił(a) film na 10
kalafior_2

Ten film zawsze będzie 'szczególny':D Z jednej strony przykro mi, że komuś nie przypadł do gustu:( ale...... z drugiej strony dociera do mnie, że nie każdy jest oryginalny i umie docenić prawdziwe dzieło - Ja na szczęście umię!:D
Może dlatego, że przez ostatnie kilka lat żyję sobie jak Troy i jakoś mi z tym dobrze:D
(...i kto się za 20 lat 'obudzi' i uzna że jego młodość była nudna to się jeszcze okaże;)
Pozdrawiam i oczywiście bez obrazy proszę ;) ....tak jakoś wyszło, że trafiłeś na wielkiego fana tego filmu i ...zawsze będe go bronił:D
...to tyle;)

ocenił(a) film na 3
Nosio_Zazu

"umię"...? Poprawniej byłoby powiedzieć umiem :)

kalafior_2

Mi też średnio się podobał... Nie wiem nad czym tu się tak zachwycać? Było parę fajnych scen, dialogi całkiem dobre. Zalatywało nudą. Pooglądałam go jedynie dla Winony, która mnie nie zawiodła :)

kalafior_2

Podpisuję się pod twoją wypowiedzią rękami i nogami. Sama jestem w wieku przedstawionych postaci, jednak film mnie nie przekonał, a główna bohaterka niesamowicie zirytowała, bo tak naprawdę przez całe półtorej godziny nie wykazała się niczym szczególnym. A ten jej pseudo dokument naprawdę trudno nazywać arcydziełem.
I też sympatyzowałam ze Stillerem, facet był dla niej za dobry po prostu. Pan filozof Troy jedyne, czego potrzebował, to solidny kopniak od życia.

sophie_k

Wszystko uważam zależy od tego czy żyło się w latach 90tych i pamięta się te czasy. To film pokazujący życie "Generation X" i komuś, kto np. urodził się w 1990 roku, będzie trudno ocenić ten film, bo nie pamięta tamtych czasów.
U mnie jest w top 5 filmów wszech czasów, kocham go i często do niego wracam.

Binula

W zasadzie masz rację, ale w takim razie trudno nazywać go "ponadczasowym", kiedy osobom z Generation Y trudno zrozumieć zachowanie głównych bohaterów. Chociaż osobiście bardziej nie podobał mi się scenariusz, mdła fabuła i odnoszę wrażenie, że lata, w których rozgrywa się akcja raczej nie są aż tak istotne.

sophie_k

Ja odbieram ten film zupełnie inaczej. Te lata właśnie są bardzo istotne, bo różnią się diametralnie od czasów dzisiaj. Widać to w każdej sekundzie tego filmu - ludzie ubierali się na luzie (spójrz chociażby na Lelainę), muzyka była jeszcze grana w małych zadymionych klubach (wiem wiem, do dzisiaj jest, ale dzisiaj jednak przeważa playback) i przede wszystkich nie było takiego wyścigu szczurów. Żaden z bohaterów nie przejmuje się tym, że nie są dyrektorami firm, kierownikami filii czy innymi bzdurami - każdy z nich stara się robić to co kocha, jednym wychodzi to lepiej, innym mniej. Dzisiaj już nie wystarcza towarzystwo dwóch osób, kawa i pięć dolców. Dzisiaj są blogi modowe, ludzie sprzedający się w necie za parę szmatek do ubrania, fałsz i obłuda.
Równocześnie mamy w tym filmie motyw, który zna tak wiele osób krótko po dwudziestce - rozczarowanie dorosłym życiem. Lelaina spodziewała się w zupełnie innym miejscu w swoim życiu, mając 23 lata, pewnie sama nie wiedząc dokładnie w jakim. Myślę, że takie przebudzenie ma większość absolwentów uniwerków po jakimś roku od skończenia studiów. W młodości idealizujesz życie, po czym się budzisz z ręką w nocniku. Nagle widzisz, że świat jednak nie należy do ciebie i tak naprawdę jesteś takim samym "szaraczkiem" jak reszta społeczeństwa.
Mamy tu zderzenie dwóch światów - yuppie i marzyciela, przy czym ciężko o którymkolwiek z nich powiedzieć, że jest gorszy lub lepszy. Każdy z nich jest inny. Troy po prostu nadal stara się żyć tym marzeniem, które inni już dawno porzucili.

Binula

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
I ja to wszystko rozumiem i widzę do czego zmierzasz, tylko do mnie zwyczajnie ten film nie przemówił. Tak jak Winonę uwielbiam, tak tutaj mnie jej postać nie przekonała, a jedynie zirytowała. Może właśnie dlatego, że pomimo moich 23 lat, to rozczarowanie, zderzenie z rzeczywistością mam już dawno za sobą.

sophie_k

Ja miałam mniej więcej w tym samym wieku, zaraz po studiach, kiedy poszłam do pracy i dowiedziałam się, że jednak nie zdobędę świata. Rozumiem jak najbardziej, że film może się nie podobać, wiadomo, wszystko jest kwestią gustu.

kalafior_2

Rozmyślanie nie na tym polega, ale to wiedzą Ci, którzy zajmują się tym na poziomie akademickim. - rozwiń to zdanie.

kalafior_2

Ten film to dla mnie taka kolorowa pocztówka z lat 90-tych. Cała historia jest sprawnie opowiedziana i dość dobrze oddaje rzeczywistość tamtego okresu. Dodam, że ścieżka dźwiękowa jest pierwszorzędna.

"...Poza tym sympatyzowałem z Benem Stillerem, mimo że był ukazany jako ugryziona marchewka(pół warzywo). To on ją naprawdę kochał. Za 20 lat główna bohaterka obudzi się - będzie miała piątke dzieci, szóste w drodze i męża, który z piwnym brzuchem posuwa młodą dziewczynę..."

Dwie zupełnie odmienne, przerysowane postaci to celowy zabieg scenarzystów i ten konflikt charakterów napędza całą akcję filmu. Tak jak główna bohaterka każdy z widzów opowiada się zazwyczaj po którejś stronie. W rzeczywistości każdy ma coś po trochu z Troya i Michaela i te postaci dla mnie symbolizują pewien styl i podejście do życia. W rzeczywistości każdy jest miksem tych dwóch bohaterów.

Ja zdecydowanie wolę Troya, ale tylko ze względu na to, że Michael okazał się w końcu takim drobnym cwaniaczkiem. Ludzie pokroju Troya bywają niesłychanie irytujący, ale on był przynajmniej autentyczny. Później, zazwyczaj nieco się dostosowują i uspołeczniają, chociaż niektórzy do końca prowadzą rockandrollowy tryb życia.

Aron_Reason_Alldwing

"Ludzie pokroju Troya bywają niesłychanie irytujący, ale on był przynajmniej autentyczny. "

Jak dla mnie Troy to byl typowy, pretensjonalny pozer, który za tą swoją poza ukrywał małego małego, egoistycznego i nieciekawego palanta. I to wszystko, nic wiecej sie tam w nim nie kryło - nic głebokiego, ani fajnego.

kalafior_2

"poza tym sympatyzowałem z Benem Stillerem" - z tym sztywniakiem i ściemniaczem jak z żurnala? lol
jasne że można w Howke widzieć Kurta Kobaina, jasne, może być z nimi różnie
przyjaciel bez ściemy "all i want is you"
ty, ja i pięć dolarów

kalafior_2

Frustrujący to dobre słowo na okreslenie tego filmu, ale nie wiem czy najlepsze. Film z góry zakłada, ze kilku niemyślacych półgłowków jest cool, trendy i sexi ;) i w ten sposob niejako od razu narzuca, ze widz bedzie z nimi sympatyzowal i utozsamiał się. Z drugiej strony z kolei mamy przeciwna strone barykady (w osobie Bena Stillera), czyli rozsadnie myslacych ludzi, których już na starcie ośmiesza się i okresla płaskimi, sprzedajnymi frajerami. How convenient ;) Pusty film o pustych ludziach i ich pustym buncie. Rezyser (sam Ben Stiller nota bene) i scenarzysta powinni odrobic lekcje, nauczyc sie co to prawdziwy bunt płynacy prosto z trzewi i poogladac najpierw kilka filmow o nim traktujacych (najlepiej z przełomu lat 60-tych i 70-tych) a pozniej brac sie za taki temat (którego najwyrazniej w ogole nie rozumieja). Stiller chciał zrobic ciepły portret pokolenia X, ale wyszła mu rzadka kupa typowego bubka z Hollywood, który nie ma pojecia o czym opowiada. Dziwie sie, tylko ze wielu młodych ludzi sie na ten jego bełkot nabrało...

sever

Rozumiem do czego zmierzasz, ale Ja tego tak nie rozpatruję i nie staram się dopisywać tego czego na ekranie nie ma.

Napisałeś, że:

"...Z drugiej strony z kolei mamy przeciwna strone barykady (w osobie Bena Stillera), czyli rozsadnie myslacych ludzi, których już na starcie ośmiesza się i okresla płaskimi, sprzedajnymi frajerami...".

Wszystko prawda. Trochę łopatologicznie zrobiono z niego płytkiego yuppie. To jest argument z którym nie zamierzam dyskutować. Jednak Stiller to tez bohater filmu i ja mam prawo go nie lubić jako bohatera filmu, nadętego dupka, który w końcu zachował się jak palant, bo to co zrobił z filmem głównej bohaterki było dla niego kompromitacją w moich oczach.

Aron_Reason_Alldwing

Postac Stillera jest specjalnie tak zrobiona, ze nie da sie go lubic. Przerysowany do bólu, wrecz karykaturalny yapiszon, jakby zywcem wyciagniety z jakiejs głupawej komedii dla cwierinteligentów. I wlasnie w tym cały problem: nakreslone grubą kreską, groteskowe i czarno-białe postaci, to nie jest dobry pomysł w filmie, ktory ma byc portretem pokolenia, a wlasnie na takie "Reality Bites" bylo (i w sumie nadal jest) kreaowane.

ocenił(a) film na 4
kalafior_2

"i męża, który z piwnym brzuchem posuwa młodą dziewczynę"

Hahh... podoba mi się to, że zdajesz sobie sprawę, że to jest całkowicie możliwe ;D