"Pół serio", film Tomasza Koneckiego, to obraz zawierający nie tylko
pewną warstwę fabularną.
Jest on także dośc rzeczową konstatacją kondycji polskiego filmu - w naszym
kraju nie można zrobić dobrego filmu, który byłby jednocześnie kasowy i
oryginalny...
Trzej młodzi ludzie, którym marzy się kariera lub choćby zaistnienie w
światku filmowym, zgłaszają się do producenta (Stelmaszczyk) z prośbą o
pomoc i oczywiście fundusze.
Jasio, bo tak ma na imię ów producent, jest pewien tylko jednego: na filmie
chce zarobić. Fabuła jest nieistotna, o ile przyciągnie widzów do kin.
Dlatego też, pod wpływem osobistych przeżyć i chwili, zmienia swoje
"koncepcje" (czyżby aluzja także do pewnego kultowego filmu polskiego).
Każdy z epizodów, "nowych scenariuszy" jest parafrazą lub/i satyrą pewnego
określonego typu obrazów. Mamy fragment kina s-f ("Gwiezdne wojny"),
ekranizacji klasycznego dramatu ("Romeo i Julia") i powieści ("Proces"), a
także kina specyficznego (Bergman). Mamieni wizją sukcesu Mateusz, Marek i
Łukasz, którzy w odróżnieniu od Jana, mają pewne ambicje (niczym biblijni
ewangeliści ;)), zgadzają się na coraz nowe przeróbki scenariusza... Wędrują
przez różne motywy i tematy - analizując jendocześnie kondycję polskiego
filmu. W efekcie wracają do punktu wyjścia - tworzą nowa wersję "Romea i
Julii"...
Jak się okazuje, w naszym kraju nie można nakręcić interesującego obrazu,
który nie byłby ekranizacją wielkiego dzieła literackiego lub kontunuacją
kultowego filmu, nie byłby biografią słynnego Polaka, ani nie dotyczył
zmiany ustroju i naszej najnowszej historii. Nie można tak długo, jak każdy
członek ekipy filmowej począwszy od producenta, a na statyście skończywszy
będzie liczył na zysk, a nie na osiągnięcie pewnego artystycznego efektu...
Śmiech, który wywołują poszczególne sceny "Pół serio", jest niekiedy gorzki
(moja ulubiona scena: ZOMOwcy cytujący Horacego...), jak w satyrach
Krasickiego czy komediach Moliera. Nie zmienia to jednak faktu, że "Pół
serio" jest filmem, jakiego dawno nie było - dobrym. Zarówno od strony
aktorskiej (przede wszystkim Seweryn, Olszówka i Królikowski) - glówne role
grają wreszcie utalentowani, profesjonalni aktorzy, a nie "ładne buźki", jak
i reżyserskiej.
Co istotne, jest to obraz dający także intelektualną rozrywkę, przede
wszystkim kinomanom, którzy w lot łapią wszystkie, nawet najdelikatniejsze
aluzje....
Ogólnie film polecam, mimo że nie rozśmiesza do łez, za to pozostawia
uczucie pewnej satysfakcji.