Po godzinie trochę przysnęłam. Choć wizualnie cieszy oko, kostiumy są przepiękne, a lokalizacje (ach te piekne domki) zachwycają... historia męczy i nie wciąga. Za dużo tych musicalowych piosenek, mogli całą historię opowiedzieć w 1,20 min.
Stwierdzę tak: jeśli film jest musicalem, piosenki są oczywistością. ;) W ramach gatunku to dzieło nie ma ich rekordowo dużo. W moim odczuciu problem polega na tym, że utwory zamiast zastępować część ekspozycji, powtarzają ją. To sprawia dla mnie, że film jest nudny i się ciągnie. Weźmy takie "Encanto": cała rodzina Madrigal jest przedstawiona w jednej piosence. Nie wracamy później do tego - tylko z kontekstu możemy coś wywnioskować. Tempo tej animacji jest niekiedy zawrotne. Inny przykład: "Piękna i Bestia" - w jednej piosence dowiadujemy się, jaka jest dynamika miejscowości, w której mieszka Belle, jaka ona jest, czym się interesuje, o czym marzy i jak reagują na nią inni mieszkańcy miasta. Tak działają utwory musicalowe.
Tutaj: babcia opowiada dzieciom o panu Jangle - jest to totalna ekspozycja i są w niej wszystkie bazowe informacje, po czym pojawia się piosenka, która powtarza te treści. Jeśli zaś doszło coś nowego - to powtarza się w kolejnej scenie, jako obraz i rozmowa między postaciami. Dlatego piosenki, choć przyjemne dla ucha, mnie męczyły.