ha, dawno żaden film nie zrobił mi takiej sieczki z mózgu. ale oceniając go warto pamiętać, że po pierwsze, to jeden z tych filmów, w których celem reżysera nie jest - przynajmniej nie w każdym momencie - "zrobić dobrze" widzowi; bywa, że drażni, irytuje, żenuje - i, jak sądzę, to jest też celem. Jest 'ładnie' zrobiony, scenografia, color grading, klimat, ale zarazem niekoniecznie zawsze ma się nam podobać. Bywa też, że się śmiejemy, ale też niekoniecznie ze śmieszności, raczej z groteskowości, absurdu, niepewności. No i, w moim przekonaniu, nie powinno się go przede wszystkim sprowadzać do poziomu samej opowiadanej na ekranie historii - jest to genialna metafora koreańskiego społeczeństwa,- ich 'trupów z szafy', 'brudów pod podłogą', strachów, lęków i obsesji. Państwo z opinią zamożnego, spokojnego społeczeństwa dobrobytu, gdzie po wojnie mieliśmy twarde autorytarne rządy, ludzie ginęli bez śladu i byli torturowani, a kolejni generałowie-prezydenci (będący w dużej mierze marionetkami USA) odchodzili w niesławie po masowych protestach, a niekiedy masakrach nieustępujących tym znanym z Tienanmen - masakra w Gwangju). Pierwszy cywilny prezydent Korei Południowej to 1993 rok, ale polityczne skandale, zarzuty korupcyjne, układy biznesu, polityki, wreszcie oskarżenia o dosyć poważne "niedostatki demokracji" ciągną się za tym krajem do dziś. Historie, mam wrażenie, mało przebijające się do zachodniej świadomości, gdzie obie Koree funkcjonują na zasadzie kontrastu i południowa pełni tu rolę po prostu tej "dobrej". Nawiązania do przemów północkoreańskich liderów i prezenterek, schronów na wypadek wojny atomowej, znaczenia 'układów', 'znajomości', 'polecenia' - szeroko rozumianego nepotyzmu, do powszechnej, wzajemnej nieufności i podejrzliwości (wątek niepewności kto jest kim na prawdę, scena gdy syn rodziny Gi zastanawia się kim tak naprawdę są policjanci i lekarze dookoła niego). Film, który, momentami może być nawet nieco przewidywalny, jednocześnie dryfuje w stronę festiwalu szaleństwa, średniowiecznego karnawału, (wraz z zamianą ról, pytaniem kto jest kim w społeczeństwie, "świętem błaznów") i przesady - można by powiedzieć, po tarantinowsku, ale zarazem nie do końca. Scena powodzi, szlamu wybijającego z kanałów, wylania wszystkich brudów jednostek i społeczeństwa i jednocześnie symbolicznego oczyszczenia zarazem. Niczym spełnienie fantazji Kuby Niteckiego ze "Ślepnąc od świateł" o deszczu który zaleje i przykryje Warszawę. Oczywiście są tu też wątki społeczne w bardziej uniwersalnym aspekcie (rozwarstwienie, kto jest kim i czemu to zawdzięcza, gdzie jest granica między graniem swojej roli a staniem się daną osobą), psychologiczne (hipokryzja, gra pozorów - zainteresowanie dziećmi, ich nauką, rozwojem, postępami, byciem modnym, postępowym i na czasie, wreszcie o reakcje ludzi na sytuacje krańcowe; ich wybory moralne i postępowanie, czemu mogą towarzyszyć gwałtowne zmiany gdy w jednym momencie bohater, któremu do niedawna kibicowaliśmy zaczyna posuwać się do zachowań coraz bardziej wątpliwych, lub krańcowych. Film, który może nie należy do kategorii tych po których powiemy, że był to poruszające, głębokie arcydzieło w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu, ale na pewno nie pozostawi nas obojętnymi.
No tak - z jednej strony zachowanie było naturalne, ale z drugiej możemy dywagować, czy jednak Państwo Park nie powinni np. zaproponować, żeby krwawiącą Jessicę zanieść do tego samego samochodu, którym mieli pojechać do szpitala.
możemy, ale to wciąż nie będzie skorelowane ze stanem posiadania, człowiek z 25-letnim rzęchem też może w sytuacji kryzysowej nie pomyśleć o innych. ja rozumiem, że taki mógł być zamysł twórców, ale pokazanie tego na stosunku rodziców do dziecka, który nigdy nie będzie obiektywny, a dobro potomstwa w takim kontekście zawsze będzie stało wyżej niż dobro innych jest no trochę mało czytelne.
Nożownik szaleje w ogrodzie, syn ma atak, no tak trzeba ratować obcą kobietę. Pierwsze co by mi przyszło na myśl...
to byla najbardziej przejaskrawiona scena w tym filmie, normalna reakcja na urazenie byloby uderzenie w twarz bossa a nie jego zabicie, ale gdyby nie doszlo do brutalnej zbrodni nie mozna by bylo popchnac fabuly do przodu.
Dla mnie to zabójstwo przekreśla tego człowieka trochę...
Sorry, nie będę mu współczuł bo zrobił coś w afekcie. A jeżeli żałuje to niech wylezie z tej piwnicy i poniesie konsekwencje. Stan konta Parka jest tu kompletnie bez znaczenia.
Zgadzam się z Tobą w 100% chyba jako jedyna osoba na tym forum. Mało tego uważam, że twórcy filmu chcieli pokazać kontrast pomiędzy 2 biednymi rodzinami, znajdującymi się w podobnej sytuacji, a jednak mającymi tak różne systemy moralne: stara gosposia i jej mąż (sposób spędzania wolnego czasu pod nieobecność pracodawców, wdzięczność ze strony mężczyzny w piwnicy dla Parka, de facto utrzymującego go przy życiu) vs. rodzina głównego bohatera (brak empatii dla zwalnianych pracowników, brak wyrozumiałości wobec sytuacji ex-gosposi, kopnięcie jej przez matkę głównego bohatera skutkujące jej śmiercią, upijanie się, zabójstwo, kłamstwa). Ani trochę nie darzę sympatią tej rodziny.
Ale ten film to dla niektórych pochwała biedoty, nieróbstwa i cwaniactwa. Antagonistą w oczach wielu jest człowiek dbający o rodzinę, uczciwie pracujący, płacący dobrze swoim pracownikom i oczekującym, żeby dobrze pracowali dla niego. To jest przecież za wiele...
Ja za to odczułam, że Pana Parka możemy utożsamić z Kim Dzong Unem. Szczególnie ta scena, kiedy mąż pierwszej gosposi o nim opowiadał, ubustwial go, zapałał mu światło i miał jego fotki w piwnicy. Był nim zaślepiony, zupełnie jakby nie zauważył, ze przez swoją klasę musi siedzieć w piwnicy, bo to jakaś opcja na przeżycie. A klasa wyższa - czyli Park nie zwraca uwagi na ludzi usytuowanych w hierarchii niżej (dosłownie w piwnicy). Niby mówi się, ze są dwie Koree - ta dobra i ta zła, no i każdy wie, która jest która. Ten film pokazuje, ze ta Południowa wcale nie jest taka świetna i zachodzą w niej podobne mechanizmy.
Mnie też pan Park skojarzył się z północnokoreańskim przywódcą. I też zwróciłam uwagę w jaki sposób mąż gosposi oddaje mu cześć. W ogóle jestem zaskoczona, ze tak mało ludzi odnosi się to politycznej interpretacji tego filmu. Scena, w której nowy szofer ucieka ostatni spod stołu. I o światło, alarm - jak ucieczka z Korei północnej. Jest więcej takich metaforycznych scen. Nawet te ubiory ojca i syna. Szare uniformy. Ostatnia scena też ma dla mnie taki wymiar. Nierealne marzenie o tym, by granica zniknęła i rozdzielone przed laty rodziny mogły znowu być razem.
oj Wojtku, Ty to zawsze patrzyłeś przez różowe okulary i pryzmat swojego otoczenia :) Niestety nie masz tu racji i zakończenie jest zdecydowanie pesymistyczne, a pan Park jest negatywną postacią :)
Tak na prawdę według mnie trudno oceniać moralność któregokolwiek z postaci, ponieważ zostali oni stworzeni w pewnym sensie jako klasowe archetypy. Chociaż każdą postacią rządził dość skrajny egoizm i poczucie wyższości (nawet wśród najbiedniejszych), co dla mnie jest mało pozytywne.
Oprócz tego zgadzam się z tym, że nie możemy patrzeć na film przez nasz europocentryczny pryzmat. Trzeba pamiętać, że stopa życiowa na jakiej żyją kraje zachodu bierze się z wyzysku krajów biedniejszych, a widzę, że wiele osób o tym zapomina, co nie czyni ich lepszym od Parków (no dobra nie do końca, ale nie mogłem się powstrzymać przed tym porównaniem).
Bez przesady. Korea Poludniowa To dwunasta gospodarka swiata a nie biedny kraj.
Ogolnie Azja to raczej kraje zarzadzane w interesie wladzy a nie obywatela, Rosja to samo. Europa nie wyzyskuje Korei xD
Padłem. Córka najbardziej pozytywną postacią. Przecież ona była najgorsza z całej rodziny. Odśwież sobie film
Chyba źle dobrałem słowa, bo właściwie nikt z nich nie był pozytywny. Jednakże to ona chciała nakarmić tych ludzi w schronie, kiedy reszta miała to gdzieś. I to chyba świadczy o tym, że nie była tak zła jak ją malujecie.
mnie to nie zaskoczyło - od razu miałam skojarzenia z polskim podwórkiem, jak sąsiadowi źle się wiedzie, to Polak się cieszy...
a nie mialas czasem takiego skojarzenia, że moze to nie Polak tylko wszedzie na swiecie ludzie bywają zawistni?
SPOJLER: Też tego nie rozumiałam, ale kluczowe wydają mi się słowa Chung-sook o Yeon-kyo, że jest miła, bo bogata - biedni, stale walczący o przetrwanie, nie mogą sobie pozwolić na przywilej troski o innych, muszą zająć się sobą. To samo, gdy ojciec martwił się zwolnionym kierowcą, córka powiedziała, by przejmował się nimi, bo to oni są biedni. Trudno być wielkodusznym, gdy żyje się w nędzy.
Nędza to nastała na świecie, ale umysłowa, skoro za ubóstwo uważa się brak wi-fi...
Ta ich suterena i warunki w niej panujące (szczególnie po zalaniu) były rzeczywiście do pozazdroszczenia. Brak pracy i ubóstwo, to wszystko pikuś przy braku wi-fi.
willa nie zostałaby nigdy zalana, bo była bardzo wysoko zbudowana na zupełnie innej wysokości niż dom-piwnica biedniejszej rodziny. Świetnie to było ukazane podczas tej długiej wędrówki w dół podczas ulewy i że tylko tamta dzielnica została zalana, na górze bogatych nawet się o niej nie wspomniało. Dobitnie pokazywało to, że bogaci – żyjący na górze, są zawsze w dużo lepszej sytuacji niż ci biedni, zamieszkujący najniższe części miasta.
No ale ten sedes na podwyższeniu to już robi wrażenie, na mnie akurat niezapomniane.
UP nigdy nikomu nie znalazł dobrej pracy, poza tym nie mam pojęcia czy w Korei funkcjonuje taki urząd, w świecie filmu nikt o nim słowa nie powiedział.
1. Bezpłatne wi-fi jest dostępne w bardzo wielu miejscach (np. sieciowe kawiarnie), 2. Nadal istnieje coś takiego jak "kawiarenki internetowe". Zresztą wątek takiego miejsca nawet pojawił się w filmie - Jessica tworzyła tam "dyplom" dla swojego brata.
Konieczność korzystania z Internetu wpłynęła znacząco na rozszerzenie jego dostępności. Niekoniecznie rodzina musiała "pożyczać" Internet od sąsiadów. :)
To chodz tam pare razy dziennie by pracy szukac. W kawiarence czy lokalu musisz zaplacic, w biednychndzielnicach azji nie musi byc hotspot ;)
1. "chodz tam pare razy dziennie by pracy szukac" - po co parę razy dziennie wchodzić na portale z ogłoszeniami o pracę?
2. Akcja filmu dzieje się bodaj w Seulu (lub podobnym mieście = bardzo dużym i rozwiniętym), a nie w "biednej dzielnicy Azji", czymkolwiek miałaby ona być.
3. Rodzina bez problemu ma dostęp do komputera/Internetu - jak już napisałam, widzimy to podczas tworzenia dyplomu.
Problem tej rodziny (i nie tylko jej) nie drzemie w tym, że nie może czegoś zrobić, bo czynniki zewnętrzne to uniemożliwiają, tylko dlatego, że psychicznie nie są w stanie tego zrobić/nie rozumieją, że mogą żyć/myśleć inaczej (a ma na to wpływ od groma czynników).
Ja też kojarzę taki klimat, kiedy podpowiadasz ludziom rozwiązania, a oni staną na głowie, żeby z tego nie skorzystać. I to są bardzo bolesne lekcje.
Bo ludzie najczęściej nie chcą słuchać gotowych rozwiązań. Chcą być po prostu wysłuchani z empatią - po to opowiadają o swoich problemach. :) Dawanie innym gotowych rozwiązań to odbieranie im sprawczości, a to do czego powinno się dążyć, to przede wszystkim sprawienie, żeby taki człowiek poczuł, że ma moc w stosunku do siebie i swojego życia i może samu podejmować decyzje i realizować je. Oczywiście to wielkie uproszczenie, ale na filmweb nie da się rozwijać bardziej. ;)
Wlasciwie to w dzisiejszym swiecie brak wifi to ubostwo. Pozyj tak przez pol roku, zrob taki eksperyment. Zdziwisz sie jak niezbedny jest internet.
U nas też ludzie potrafią się zadłużyć, żeby dziecko miało nowy model telefonu. Takie czasy. Czy naprawdę w 2020 roku posiadanie internetu w telefonie jest uznawane za atrybut bogactwa?
a ja nie. Stara gosposia wysyłając zdjęcia oszustów mogłaby wrócić na swoje miejsce. Ale z drugiej strony, wydałaby swojego "męża". Tak wiec karaluchy potrafią jedynie walczyć o pokarm.
Jedyny zgrzyt logiczny scenariusza, który wyłapałem na szybko. Stara gosposia też miała "trupa w szafie". Nowi pracownicy powinni to wykorzystać w pertraktacjach i tym doprowadzić do zgody. Ale wtedy nie byłoby tak spektakularnego rozwoju wypadków.
a mnie zaskoczylo, ze sugerowali ze kobieta jest chora na gruzlice a potem ja wposcili. przeciez pani domu nic bym im nie zrobila, ze nie wpuscili gruzlika do domu. nawet by im zakazala, jakby nowa gosposia zadzownila i powiedziala, ze ten gruzlik chce wejsc ;] no ale wtedy nie byloby filmu.
Ja sie spodziewałem że "wysiudają" ta rodzine z domu biorąc pożyczki na dane które podała żona przy zamawianiu gosposi.
Znasz to powiedzenie? Lepiej z madrym stracic niz z glupic znalezc.
Nie dogadasz sie z kazdym.
Spoilery
Kurczę ja jednak cały czas kibicowałam naszej tytułowej pasożytowej rodzinie, bo mimo, że pracę dostali nie do końca uczciwie, to jednak bardzo dobrze się w niej sprawdzali. Syn był dobrym nauczycielem, chętnym do pracy (pomysł na wypracowanie), córka była świetna w grafice, potrafiła nawiązać relacje z dzieckiem i sprawiała, że był spokojny i posłuszny. Mama też była niezłą gosposią, a ojciec prowadził pewnie i dobrze. O ile nie było mi specjalnie żal młodego kierowcy (bo na pewno jakąś pracę znajdzie), to rzeczywiście jak wykiwali byłą gosposię czułam, że to poszło za daleko, bo była świetną gosposią, która była zżyta z rodziną i dziećmi. Jednocześnie jednak mi szkoda, że się nie dogadali w jakiś sposób, a wszycy zapłacili za swoje przekręty bardzo wysoką cenę.
Co do rodziny bogatej o ile rzeczywiście byli oszukiwani, to jednak trochę przez wzgląd jak traktowali swoich pracowników dał im się w to wpłątać. No bo jak można zwolnić pod byle pretekstem wieloletnią gosposię, czy kierowcę, na podstawie domysłów? Widać, że mimo z jednej strony doceniają umiejętności swoich pracowników, to jednak nie traktują ich jak równych sobie. Co można zauważyć u ojca, gdzie narzeka na smród swojego pracownika, ale sposób w jaki to robi, jest nieco upokarzający. A także to jak chce trzymać ich na dystans i w momencie gdy ojciec biednej rodziny porusza kwestie rodzicielstwa czy miłości do żony, ten go stopuje, bo nie uważa by ten był dla niego równym parterem do rozmowy - ma go tylko wozić. No i cała już akcja z masakrą w ogrodzie, gdzie nie przejmuje się umierającymi ludźmi tylko przejmuje się własnym interesem i jeszcze żądą od typa, który tamuje krwotok, aby to rzucił i wiózł jego syna do szpitala (jakby sam nie mógł).
Dobre kino, które na pewno jeszcze trochę we mnie zostanie.