Once Upon a Time in Hollywood to kolejna alternatywna rzeczywistość bożka Quentina Tarantino, który odczarowuje złe momenty w historii. Tym razem (S)twórca przeniósł nas w czasie do roQ 1969 i zanurzył nas w nim byśmy przeżarli się z jego pysznym smakiem. No dla mnie PY-CHO-TA! A uważam się za kino-smakosza. Film wcale się nie dłużył (160 min.), ale to albo oznacza, że jestem fanboyem albo się starzeję!
P.S. Jeśli komuś, kiedykolwiek przyjdzie do głowy remake ,,Ucieczki z Nowego Yorku" to proszę - niech Snake Plissken zostanie zagrany przez Leo lub Brada... Whatever!