Tarantino tym filmem jak żadnym innym wcześniej pokazał, że ma potężne cojones. Czy zwróciliście uwagę na brak czarnoskórych aktorów w obsadzie. Mało tego, kobiety w tym obrazie to na ogół destrukcyjne, próżne postaci. Tak jakby reżyser dwoma potężnymi ciosami uderzał w zakłamaną rzeczywistość fabryki snów ery #METOO. Szlachetna i wartościowa wydaję się jedynie męska przyjaźń między głównymi bohaterami, i znów bez cienia erotycznych podtekstów (kolejny cios). Ludzie marudzą, że długi, że nudny i że o niczym. Ten film to manifest, ubrana w piękne obrazy bomba.
Jestem przekonana, że nie taki był zamysł Tarantino, żeby zademonstrować sprzeciw wobec równości płci, ras i orientacji seksualnej.