wygrywał II Wojnę Światową a zarazem w imieniu ofiar Holocaustu dokonywał pomsty na NSDAP-owskiej wierchuszce - nie przyłączyłem się do chóru wychwalających. Wtedy wydało mi się to w złym guście.
Tym razem zaś w pełni uległem magii kina. Na krótką chwilę film przywrócił mi poczucie sprawiedliwości rodem ze starych hollywoodzkich filmów: tam ostatecznie the villain ponosił klęskę i karę, zaś the good guy wychodził z gry zwycięsko . . . prawda że czasami było to zwycięstwo jedynie moralne.
Jaka szkoda Panie Booth-Pitt, że Pana nie było przy prawdziwej Cielo Drive pół wieku temu.