Przez 50 minut byłem zachwycony, potem zacząłem się nudzić, a koniec był tak kiczowaty i głupi, że szkoda pisać.
Jak to kiczowaty? Zakończenie właśnie było najbardziej Tarantinowate. Z całego filmu to rzeź na końcu dała widzom to, co ten reżyser od samego początku kariery im dostarczał.
Moim zdaniem, tym razem mocno przesadził, ale przyznaje się, że moja tolerancja na przemoc spadła ostatnio. Niektóre sceny były naprawdę dobre, ale wydawały mi się za długie - może trzeba znać lepiej historię kina amerykańskiego. Ciekaw jestem czy Polański obejrzał ten film - poszukam - może skomentował.
Według mnie to nie było najmocniejsze co pokazał. Choćby w "Nienawistnej ósemce": wybuchająca głowa, odstrzelone jaja, krwawe rzyganie. We "Wściekłych psach" odcięte ucho. W "Kill Billu" odcięta czaszka i goły mózg. Jak dla mnie Tarantino trzyma poziom zarówno jeśli chodzi o jakość filmów, jak i ich brutalność. Ale to już kto co lubi.