Co jak co ale Tarantino kapitalnie oddał klimat tamtych czasów. Za to byłem skłonny dać 8 ale trochę mnie zdziwiło i zaskoczyło in minus jak gościu ukazał Bruce'a Lee - mega groteskowo. O tyle dziwne, że Tarantino jest fanem napierdzielanek kung-fu. Podobno rodzina Bruce'a się mocno obruszyła. Dla mnie ukazanie tej postaci w taki sposób to też taki trochę niezrozumiały ruch. Co poza tym - kapitalne role Pitta i Ci Caprio, świetnie dobrana Robbie jako Sharon Tate i skąd ten Quentin wytrzasnął gościa z tak podobną facjatą do Steve'a McQueena? Majstersztyk. No i końcówka... naprawdę się wzruszyłem. Myślę, że to jest takie oddanie hołdu Tate i Polańskiemu. Coś w stylu zadośćuczynienia za tę mega tragedię. Totalny szacunek dla Quentina za to. Zaskoczył mnie tym zakończeniem.
Scena z Brucem bardzo śmieszna, i myślę, ze tak należy ją ocenić, z przymrużeniem oka a nie brać na poważnie.
Nie twierdzę, że nie była śmieszna, bo była. Nie biore jej na poważnie tak jak i całego filmu. Może lekko jednak przegiął skoro rodzina Bruce'a się aż tak bardzo obruszyła. W każdym razie wg mnie rola Brada to majstersztyk. Ciągnie miejscami cały film.