Nie czytałem książki, nie oglądam filmów typu zmierzch a jednak film jest całkiem niezły. Ciemna bajka (może lepiej by zabrzmiało przyciemniona), którą przez swoje niejasności wciąga. Nic nadzwyczajnego, ale na pewno nie był to stracony czas.
No i wspaniały Jeremy Irons.
Oczywiście można by się pokusić o coś lepszego, coś co z tego filmu zrobiłoby hit. Mnie jednak cieszy, że twórcy jednak nie podjęli wyzwania i zrobili przyjemny, spokojny film zamiast kiczu - efektami łatwiej zepsuć film niż zrobić hit.
Trzy rzeczy niestety zasługują na minusa (jak ktoś nie oglądał nie warto czytać!):
1. Przed wszystkim Sarafine. Z jednej strony może ona opętać ludzi, ale z drugiej jest ograniczona do jednej Emmy Tomphson - trochę bezsensu a można było trochę namieszać.
2. Zakończenie - no niestety marne. Niby pozostaje w klimacie filmu gdzie wszystko jest dość spokojne, to jednak można było powalczyć o coś lepszego. Pozostaje niedosyt
3. uśmiercenie Macona - nie jest to bezpośredni minus sam w sobie. Niestety jak dla mnie zamyka szansę na część drugą. Nawet jeśli był to niezbędny element fabuły, to Jeremy Irons grał tam najlepiej, odmienił cały film.