PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=566390}

Piękne istoty

Beautiful Creatures
2013
5,8 58 tys. ocen
5,8 10 1 58235
4,2 9 krytyków
Piękne istoty
powrót do forum filmu Piękne istoty

Od razu powiem, że tuż przed seansem w kinie skończyłam pierwszą część książkowej serii, czyli tę, na której film miał być bazowany. Nie przeczytałam jej jednak, żeby porównywać adaptację do pierwowzoru, bo zdaję sobie sprawę, że zazwyczaj jedno z drugim ma tyle wspólnego, co ja z Anne Hathaway tudzież dowolną inną hollywoodzką aktorką oscarową. Dlatego właśnie na produkcję przez cały seans patrzyłam nie przez pryzmat powieści, ale tak, jak na każdy inny film. Bardzo dobra metoda, serdecznie polecam szczególnie tym, którzy mają skłonności do hejtowania wszelakich różnic, tym bardziej, że film serwuje nam ich szczególnie dużo.
"Piękne Istoty" nie są arcydziełem. Nie jest to film, który wejdzie do klasyki kina. Nie jest nawet fantastyczny. Ale jest to przyzwoita, a nawet całkiem dobra produkcja, po którą będzie można z lekkim sercem sięgnąć podczas piżama party z koleżankami albo obejrzeć w deszczowe popołudnie. Jest to film, który, jeżeli ludzie w komisji mają choć trochę podobną psychikę do mojej, raczej nie otrzyma w tym roku żadnej nagrody, ale nie zgarnie także haniebnej Złotej Maliny - bo właściwie, nie ma za co. Wszystko było na właściwym, niewygórowanym, ale dość wysokim poziomie.
Tak naprawdę jedyną rzeczą, która mi się nie podobała, był kulawy momentami montaż - bohaterowie są w na łące, sekundę później jeden z nich budzi się w swoim łóżku. Ale ogólnie film był spójny, więc nie ma się czego czepiać.
Obsada - super. Brawa dla Alice Englert za zaprezentowanie nam więcej niż jednego wyrazu twarzy (nie, to wcale nie jest nawiązanie do "Zmierzchu"). Alden Ehrenreich jest przyjemny, mimo nieco piskliwego śmiechu. Jeremy Irons to klasa sama w sobie, Emma Thompson idealnie pasuje do roli pani Lincoln (no doprawdy, w tej fryzurze i ciuchach mogłaby spokojnie wystawać u nas pod krzyżem), a Emmy Rossum prezentuje się rewelacyjnie w tej koronkowej kiecce (baj de łej, jak ja bym taką chciała!) i jako Ridley wypada naprawdę dobrze. High Five dla aktorów za południowy akcent, który jest dokładnie tak wkurzający, jak powinien być, co akurat w tym przypadku jest komplementem.
Podobała mi się muzyka, choć miałam cichą nadzieję, że wcisną gdzieś tam "Seven Devils" Florence and the Machine (definitywnie jedna z najlepszych piosenek zespołu, którą można było usłyszeć w zwiastunie).
Efekty porządne, widać, że się przyłożyli - za to plus.
Miałam nie porównywać do książki, ale jest jedna rzecz, której mi brakowało - mianowicie, gdzie jest Boo Radley? Ten czarny pies Macona? I co z Reece i Ryan? Troszkę mnie ubodła ta okrojona obsada, ale z drugiej strony, jeżeli te postacie miały nic nie wnosić do filmu, to może i twórcy dobrze zrobili. Nie pałam szczególną miłością do żadnej z tych dwóch bohaterek. Tylko Boo mi brakowało.
Jeżeli chodzi o zakończenie - nie, nie będę tu spojlerować - to będzie ono zapewne przedmiotem największego hejtu. Natomiast mi, w jakiś dziwny, nieobiektywny sposób (jestem totalną romantyczką) bardzo się ono podobało. Chodzi mi o wątek z Leną i Ethanem przy końcu. Kto obejrzał, ten wie. Pewnie, że książkowe lepsze, ale skoro nie porównujemy, to wyszło im to naprawdę zgrabnie.
Podsumowując - dam 7/10. Z kina wyszłam zadowolona, nie żałując kasy wydanej na bilet. Może mnie za to zlinczujecie, ale w końcu jestem w grupie docelowej, do której kierowany był film (konkretnie II klasa gimnazjum) i jako nastolatka z prowincji, która przecież guzik wie o kinematografii, oglądałam "Piękne Istoty" z pewną dozą przyjemności. I - o, teraz się zacznie - jeżeli kiedykolwiek powstanie sequel (a krąży gdzieś plotka, że podobno obsada podpisała kontrakt na dwa filmy), to niemal na pewno się na niego wybiorę. A póki co, przeczytam pozostałe tomy serii.