coś tak niebezpiecznie obrodziło tymi drewnianymi kukiełkami ostatnio - dwie wylazły, trzecia w drodze - taki zeitgeist, wszyscy kłamią, czy o co tutaj chodzi?
ta wersja jest zaledwie poprawna, przy czym bliższa animacji disneja bardziej niż literackiemu oryginałowi, acz z drobnymi przesunięciami w stronę rozwielmożnionej dyktaturki politpoprawności (czy wróżka halucynowana przez naszego zielonoskórego koleżkę świerszcza - sumienie pinokia - była w oryginale koloru peleryny batmana, tudzież sumienia vładimira putina, że o dziwaczce z rodziny kaczkowatych nie wspomnę? szczerze wątpię).
ale to tylko kosmetyka, jako że po prawdzie mamy chyba do czynienia z rimejkiem filmu z lat czterdziestych niemal w skali jeden do jeden - trochę wzorem Psychola van santa albo Funny Games US haneke - co czyni swoisty ewenement (albo coś znowu źle zapamiętałem, animacje widziałem dawno, dawno temu, jeszcze we wcieleniu poprzednim, w nowojorskim kinie transgresji, w roku premiery, na potrójnym seansie łączonym z Hemp For Victory i Dyktatorem chaplina, jako ktoś zupełnie inny).
no i tomaszka, tomaszka (o wyglądzie bogumiła wprawdzie, ale cierpliwości oraz metodyce wychowawczej barbary), to niesforne dziecię, które tym razem nie będzie obsadowym błędem w matriksie, witamy (garścią zgniłych malin) z powrotem w szeregach słusznej linii partii sympatycznych i życzliwych ulubieńców ameryki, czyli na wielkiej drodze (do zostania pomnikiem) (tak żeby nikt nie musiał na niego patrzeć) (a miejscowe ptactwo latające miało swój darmowy szalet) (żartowałem) (not).