Troche jak "Pulp Fiction" ale w tym drugim to wszystko zlewało się w całość, płynęło z jednej sceny w drugą... a w "po godzinach", to człowiek najpierw myśli że to jakaś wielka intryga, a na finiszu niemiłe zaskoczenie, z dennym zakończeniem.
Ani fabuły, ani ciekawych, śmiesznych scen (no chyba że kogoś bawi humor gdzie "głupi ciągle się potyka"...), klimat też do mnie nie trafił, głównych aktor grał bez wyrazu, jakby na proszkach nasennych, chodź co ciekawe, z biegiem czasu aż tak bardzo nie marniał.
Dobra, dość tego. Naprawdę film bez atutów.
Dając TEMU filmowi +7/10, to dla podobnego Pulp Fiction, brakuje skali.
"głównych aktor grał bez wyrazu" - głównych aktor grał z wyrazem
"chodź co ciekawe" - nigdzie nie idę
i nie wiem gdzieś ty się doszukał podobieństwa do "Pulp Fiction", ale spoko, porównuj dalej filmy, które nigdy obok siebie nie leżały
No z tym "chodź", to faktycznie fail ;)
Aktor kompletnie bez umiejętności, bez warsztatu teatralnego (a tu właśnie taki aktor by się sprawdził). Jak zaczniesz skupiać się na grze aktorskiej, to zobaczysz różnicę między aktorem, a AKTOREM.
Podobieństwo jest w wielowątkowości, rozczłonkowaniu scenariusza.
Coś jeszcze?
Mi się akurat zakończenie strasznie podobało, takie życiowe - przez całą noc ganiasz za jakąś laską, pakując się w dziwaczne sytuacje, koniec końców panny nie udaje się dorwać a rano do roboty trzeba iść czy się chce czy nie chce... ;)
Nie przeszkadzało mi też to że wątki nie łączą się w jakąś wielką intrygę. Zazwyczaj bowiem w życiu wszystko sprowadza się do banału a nie czegoś wielkiego... Miła odmiana na mój gust.
Polecam "Jak sprzedać zdechłego psa" - opowiastka w dość podobnym klimacie (podróż po nocnym NY z plejadą dziwaków po drodze) ale w mniej sennym klimacie i "logiczniej" poprowadzonym scenariuszem. Do tego przezabawny :)