Właśnie skończyłem oglądać ten przepiękny film... Historia tych pięknych oczu i tak tragicznie przerwanej miłości także rozerwała mi serce do żywego. Ja jako fan kina egzystencjalnego i drogi zawsze głęboko przeżywam tego typu filmy ("Ona", "Mr. Nobody", "Droga", "Źródło"...) do tego stopnia, że przez wiele godzin nie potrafię wyrzucić z pamięci obrazu, który mną wstrząsnął, bo czuję wewnętrzną pustkę, jakbym po jego obejrzeniu utracił jakąś cząstkę siebie... Przez całą godzinę i 47 minut odczuwałem wszystkie te szalone emocje, które targały głównym bohaterem - i to jest właśnie najprawdziwsza esencja dobrego kina i to właśnie takie filmy powinno się dziś promować, zwłaszcza w erze social mediów, znieczulicy emocjonalnej i powolnego zatracania przez nas człowieczeństwa.