Zaprosiłam przyjaciółkę, mając nadzieję że popłaczemy się na filmie, że film ruszy naszymi sercami i długo będziemy go rozpamiętywać, a teraz mi wstyd. Ani wzruszający ani tragiczny. Po pierwsze - ja nie widziałam między nimi jakiejś wielkiej miłości. Ot, kilka spotkanek podczas których ona nie była dla niego specjalnie miła, obsceniczny liścik i szybki seksik w bibliotece. Po drugie - mogli wymyślić lepszą tragedię która ich rozdzieliła. Gwałt? Więzienie? Wojna? Przecież prawdopodobnie on i tak poszedłby na tę wojnę i tak. Ale ten pierwszy powód jednak zaważył. Ani mi ich nie było żal, ani nie wczuwałam się w ich sytuacje, ani nie zależało mi by znów byli razem bo KOMPLETNIE SIĘ NIE CZUŁO TEJ MIŁOŚCI W FILMIE. Facet przeleciał pannę na chybcika, ona w chwili uniesienia wyszeptała że go kocha i to ma być ta wielka miłość? Na uwagę zasługuje jedynie sama końcówka. Tyle. Nie rozumiem skąd zachwyt nad filmem.
Załozyciel tematu uwaza ze film jest beznadziejny i ma do tego prawo. Wiekszość piszacych tutaj, łacznie ze mną, uwaza ze załozyciel watku jest beznadziejny - i tez mają do tego prawo. Zgodzisz sie ze mną, prawda? :)
jak komuś trzeba na telerzu pokazać, czemu pomiędzy dwojgiem ludzi jest uczucie to może lepiej oglądać komedyjki romantyczne. "Pokuta" opiera się na tym, co jest niedopowiedziane, tak samo jest to pokazane w książce, sama Cecilia i Robbie nie wiedzą skąd wzięło się to, co do siebie czują. przykro mi, ze większość ludzi widzi w tym filmie tylko scenę 'biblioteczną'. lepsza tragedia? może powinni zabić Robbiego i przywołać go w postaci anioła stróża Cecilii, hm?
ale ja tam nikogo nie nawracam, mnie film poruszył, jestem w trakcie czytania książki i uważam, że Joe Wright mistrzowsko przeniósł tę opowieść na ekran.
Rozumiem, że film jednym się podoba, a drugim nie. Każdy ma własne zdanie... Ale żeby dawać ocenę "1". Bez przesady. To nie film klasy "B" ignoranci.
Tak, to nie film klasy B... klasy A również nie. Raczej Hollywoodzka szmira klasy Z. Lepiej pooglądajcie Bergmana i Godarda na zmianę z Fellinim i Kurosawą. To było kino.
Cóż...ja na ten film inaczej spojrzałam. Nie pod kątem romansu, wielkiej historii miłosnej, ale dramatu. Dramatu dwojga ludzi, którzy w takich a nie innych okolicznościach stracili życie.
przecież oni znali się całe życie, wychowywali się razem, razem chodzili do szkoły. Jednocześnie mieli świadomość, że pochodzą z różnych sfer i starali się , na przekór sobie, nie dopuścić do uczucia między sobą. A scena w bibliotece była jedynie podkreśleniem ich wyboru, niech się dzieje co chce - oni chcą być razem.