Gdybym miała skomentować ten film w kilku słowach 'na gorąco', zaraz po seansie, napisałabym: piękna rzecz; do podziwiania przez chwilę. ;) Bo to jest piękny film - przede wszystkim wizualnie. Piękna jest para głównych bohaterów, piękna jest uchwycona Anglia, nawet wojna jest ładna i niepokojąca raczej niż brutalna i krwawa. Świetnym i zgrabnie zrealizowanym pomysłem są te nagłe szarpnięcia akcji wstecz i zmiany perspektywy. Z ciasno splecioną siatką emocji doskonale współgra wystukiwany w tle rytm klawiszy maszyny do pisania. To zresztą ma niebagatelne znaczenie także na metapoziomie, a ja lubię takie precyzyjnie pomyślane układanki. :)
Wiem, że to ekranizacja książki i że trudno wobec tego mieć żal o jakieś fabularne rozwiązania do filmowców. To może nie akurat pod kątem filmu, lecz tylko ogólnie o tym, co do mnie nie trafiło i dlaczego. Sama historia. Ja wiem, że ma być dramatycznie i fatalistycznie. Jedna głupia, podyktowana dzięcięcym kaprysem decyzja rujnuje życie trojga osób. Z jakichś powodów opowieści o takich życiowych lawinach, poruszonych przez drobny kamyk, nie oddziałują na mnie. Nie znaczy to oczywiście, że w nie nie wierzę, bo to akurat, że życiem rządzi przypadek, to prawda tyleż szokująca (wciąż na nowo), co banalna. Zresztą nie wiem. Jakoś strasznie melodramatyczne mi się to wszystko tu wydało, pretensjonalne jakieś, rozdmuchane po to, by poruszyć ludzkie serca niesprawiedliwym losem kochanków. Ale to tylko moje zdanie i moje odczucia, na które nic nie poradzę.
Następna rzecz to (widoczne zwłaszcza w drugiej połowie) oparcie fabuły i narracji na schematach. On idzie na wojnę i tęskni, ona czeka, on czyta listy, w których ona pisze: wróć do mnie. Oni się namiętnie całują na ulicy, nie mogąc się rozstać, on biegnie przez chwilę za odjeżdżającym tramwajem. Że to świadome uproszczenia, wynikające z faktu odgrywania postaci pisanej właśnie powieści? Być może. Podobnie zresztą (konwencją baśniową z kolei) broniłam "Labiryntu Fauna" przed zarzutami nazbyt schematycznej konstrukcji świata rzeczywistego. Tymczasem w "Pokucie" przeszkadza mi to, wydaje mi się kalką setek melodramatów, a przy tym zdaję sobie sprawę, że tak być powinno. :)
To film, w którym doceniam rozmaite zabiegi formalne, pomysłowość twórców, rozumiem zamysł, ale który jako całość zupełnie mnie nie przekonuje. Patrzyłam zauroczona, dałam się wciągnąć w tę historię po uszy. :) A już w chwilę potem czar prysł.
Diano, czy zadowoliłby Cię tylko obraz wojny przedstawiony łopatologicznie? Znaczy latające wnętrzności, na lewo oderwana głowa, a na prawo stosik nóżek? Mnie z klei taka dosłowność by raziła. Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszy widz widział już wiele i aby czymś go zainteresować, zrobić na nim wrażenie, trzeba iść ciągle o krok dalej od poprzedników, ale gdzie nas to w końcu zaprowadzi? Moim zdaniem reżyser nie poszedł na łatwiznę i zdecydował się pokazać chaos wojny, jej wszechogarniającą obecność (np. scena w lesie) bez związanego z tym natręctwa. Nie karmi nas orgią krwawych scen. W „Pokucie” wojna nie jest ładna, jest wstrząsającą, ale na swój szczególny sposób. Chociaż zdaję sobie sprawę, że są widzowie, którym jak w oczy czegoś nie wsadzisz, to za nic nie uwierzą.
Ove, znasz mnie już trochę (w sensie: dyskutowaliśmy już parę razy), więc powinieneś pamiętać, że nadmierna dosłowność, brutalność na ekranie to coś, co rzadko akceptuję. Nie mam pojęcia dlaczego w takim razie usiłujesz mnie wtłoczyć w schemat "dzisiejszego widza", emocjonującego się przeróżnymi "Piłami" i "Sadystami". Fakt, iż napisałam, że wojna jest w "Pokucie" ładna nie oznacza, że zadowoliłby mnie realistyczny obraz odrywanych kończyn. Obraz wojny przedstawiony w tym filmie jest adekwatny do stylu narracji. Tylko na to zwróciłam uwagę. Jasno to zresztą widać, ponieważ o wojnie wspomniałam w tym samym zdaniu, w któym pisałam o innych "ładnych" elementach "Pokuty".
Droga Diano! Ja nikogo nie wpisuje w ramy „dzisiejszego widza”, gdzież bym śmiał. Sami zainteresowani mnie wyręczają. Ja tylko zwracam uwagę, że wojna w „Pokucie” wcale nie jest „ładna” (w sumie ładniejsza od Keiry, ale i tak "ładna" nie jest:-).
Wątpię czy sami zainteresowani prowadzą jakąkolwiek autoklasyfikację. Interpretacja należy do obserwatora. ;)
Pozwolę sobie zacytować fragment recenzji "Pokuty" zamieszczonej w ostatnim "Filmie", bo akurat świetnie oddaje moje odczucia i precyzyjniej ujmuje to, co miałam na myśli, pisząc "ładna": "W jednym długim ujęciu kamera przesuwa się po zatłoczonej żołnierzami i sprzętem plaży, aby ukazać wojenne panopticum. Ale docorum jest tak przytłaczające, a inscenizacja tak teatralna, że mimo wizualnego wyczynu niewiele tu prawdziwego dramatu i jeszcze mniej atmosfery rozpaczliwej agonii. Pojedyncza scena rozmowy Briony z umierającym żołnierzem jest dużo bardziej poruszająca niż całe to sztuczne piekło."
A mnie się Keira podoba i to mimo, że generalnie nie lubię takiego "mimozowatego" typu urody. :)
Ja o „Filmie” nigdy dobrego zdania nie miałem:] I chyba się nie myliłem, bo fragmencik, który tu zaprezentowałaś, przypomina pensjonarski bełkot. Podaj proszę nazwisko recenzenta:-)
Podpisano: Andrzej Zwaniecki. Jednak ani nazwisko recenzenta nie jest tu ważne ani nie zamierzam się wdawać w polemikę na temat wartości pisma. Zacytowałam tylko ze względu na zbieżność opinii na temat jednej ze scen "Pokuty".
1. film dobry
2. do historii kina nie przejdzie
3. intrygująca i piękna pierwsza część...brudna i mdła druga
4. ciekawe?..."one shot" na plaży...maszyna w muzyce
5. w punkcie piątym zapominam o tym filmie
Co do schematycznych wstawek fabuły dotyczących miłości, to muszę powiedzieć, że mi się to nawiązanie do przedwojennych (?) melodramatów cholernie podobało! Choćby ten bieg za autobusem. Wiem, schematyczne, banalne, etc. Jednak z drugiej strony nikt w dzisiejszym kinie już nie pokazuje miłości w taki bliski, namiętny lecz nie wulgarny, intymny sposób.
Co do filmu, to rzeczywiście można znaleźć w nim kilka wad i wątpię by zapisał się w historii kina. Jednak muszę przyznać, że te 2 godziny seansu były niesamowitym przeżyciem estetycznym, wizualnym i wzruszającym. Polecam, wybrać się na seans. Warto!