No nie wiem. Mi właśnie wydawało się, że wszystko jest zawarte w filmie. Nie było typowego "bejsbolowego" gadania, przez co połowa dialogów w "Bull Durham" i "Moneyball" była dla mnie niezrozumiała. A co się tyczy afery korupcyjnej, to można się domyślić i porównać z naszymi rodzimymi skandalami. Przed filmem wiedziałem tylko, że w bejsbolu są ludzie od rzucania, łapania i odbijania, i że biega się od bazy do bazy. Mimo wszystko wystarczyło.
Zresztą polecam. Zaniżona ocena, bo niby jak film o farmerze, duchach i bejsbolu może być dobry? A może.

Zgadzam się. Kompletnie nie znam się na tym sporcie i do tego nie lubię Costnera i podchodząc do tego filmu myślałam, że nie ma siły, żeby mi się spodobał, a jednak się spodobał. Jest bardzo klimatyczny, baśniowy. Na granicy infantylności, ale raczej jej nie przekracza, według mnie. Nie wiem tylko na ile jest oparty na faktach - wyłącznie jeśli chodzi o historie związane ze sportem, czyli tę aferę, czy jeszcze coś? Był ktoś taki jak ten facet, który zbudował boisko i samo to boisko - było coś takiego? Bo rozumiem, że zdarzają się różne cuda, a i kiedy robi się film, to wiele się podkoloryzowuje, ale historia z budowaniem boiska, a szczególnie zarabianiem na turystach dzięki temu boisku, wydaje mi się dość nieprawdopodobna. Zdarzyło się coś takiego?

Swoją drogą "Moneyball" też bardzo mi się podobał. Można z niego wynieść pewne uniwersalne przemyślenia tak jak i z innych życiowych historii. Tak więc okazuje się, że o dziwo (i jak najbardziej przyznaję, że 'o, dziwo') takie filmy mogą się podobać nawet kompletnym żółtodziobom sportowym.