Fantastyczna obsada, film kompletnie nieudany. Dla mnie jedynka pozostaje najlepsza, ta czesc o wiele slabsza od drugiej. Po prostu straszna slabizna. Motyw z sikajaca krwia przy cieciu indyka - zenada. Wzwod u De Niro - nastepna zenada. Motyw moglby byc smieszny ale mozu u Benny Hilla. Szkoda mi De Niro ze musial tak upasc. Hoffman na szczescie unikal grania za co mu chwala.Streisand...lo matko. Jej przeznaczenie to sloik z formalina. Stiller... nie smieszny. Wilson...zenujacy, zwlaszcza przy pokazach kaskaderskich. Poza tym przestalem go lubic bo pocalowal Streisand, a nekrofilia powinna byc zakazana. Jak widac w tak malo zabawnym filmie taka smietanka jak wyzej wymienieni plus Dern (ojej, normalnie bym jej nie poznal, lata robia swoje) zrobili z siebie tylko posmiewisko. Duzy plus dla Alba- byla najjasniejszym punktem filmu. Zdrowa, piekna,tryskajaca energia, nawet dobrze zagrana. Glupia scena w dole ze Stillerem ale brawa za odwage. Smutno mi bylo, bo kino bylo pelne,doslownie co do krzesla a moze z raz ktos sie zasmial i juz. Wymuszone smiechy. Zdecydowanie odradzam ogladanie w kinie jesli spodziewasz sie zabawnej komedii.
Do kina w zasadzie wybrałem się na Mr. Nobody, ale jako fan "Meet the..." nie mogłem nie zmienić zdania. Moim zdaniem w porównaniu do poprzednich części - masakra, słabizna. Jednak dla mnie było parę dobrych scen, podeszło mi zwłaszcza nawiązanie do Godfather'a i Szczęk. Jeżeli ktoś szuka lekkiego, niezbyt mądrego filmu - zapraszam do kina, jednak jeśli ktoś oczekuje masy śmiechu przy komedii na wyższym poziomie - niech zostanie w domu.