Amerykanie bardzo lubią podkradać europejskie filmy i przerabiać je na własne potrzeby. I w tym przypadku zrobili to samo. Wzięli szwedzki horror, swoją drogą bardzo dobry, który nie tyle skupiał się na krwi, strasznej muzyczce i tym podobnych, co na motywach i psychice bohaterów, po czym zmienili go w typowy film grozy dla lubiących efektowne sceny morderstw i oklepane chwyty każdego reżysera kręcącego podobny film. Rozbawiła mnie szczególnie scena na basenie, która w oryginale jest tym straszniejsza, że wydaje się całkowicie naturalna. Tutaj natomiast już sam basen wygląda jak prosektorium. Reżyser wypruwał sobie flaki, by jak najbardziej nas przerazić, ale mimo wszystko raczej się śmiałam niż sikałam w majtki.
Spodobała mi się natomiast obsada, szczególnie dzieciak grający główną rolę dobrze się spisał.
Nie twierdzę, że film jest zły, na pewno spodoba się amatorom amerykańskich horrorów, ale sama zdecydowanie wolę szwedzką wersję. Jest mniej pompy, przez co ma zdecydowanie lepszy klimat.