Pamiętam jak oglądałem pierwszą część. Niepowtarzalny klimat, wilgoć dżungli wychodziła z telewizora, duchota w filmie była taka jak obecnie w 85% procentach Polski za oknem. Było napięcie, gore cięty humor. Natomiast, oglądając Prey, miałem wrażenie że oglądam niedzielny film, gdzie występuje Pocahontas, a cukierkowy klimat przypomina fabrykę Williego Wonki. (Mowa tutaj o diametralnej różnicy kolorów między pierwszą częścią a obecną) Zdecydowanie nie ten klimat co z Arnoldem. Oczywiście, jest to tylko moje indywidualne zdanie :) jedyny plus to za krajobraz.
Ale oczywiście dla fanów gatunku polecam obejrzeć i wyrobić swoje indywidualne zdanie.