Ała! Film zdrowo poorał mnie po czaszce. Niesamowity, zaskakujący, pełen napięcia. Niechronologiczna akcja, niczym rozrzucone puzzle, z którego w miarę upływu czasu wyłania się spójna całość. To lubię. Brawurowa gra aktorska Bale’a i Jackmana. Podobnie jak widzowie podczas przedstawień obu iluzjonistów, ja również dałem się omamić. 9/10. Dlaczego nie dałem dychy? Ponieważ nie jestem pewien czy podobało mi się zakończenie. Wypadałoby teraz obejrzeć iluzjonistę, żeby porównać oba filmy.
"”Iluzjonistę” obejrzałem dzień po ”Prestiżu”, dlatego trudno mi uniknąć porównań. O ile film z Jackmanem i Balem postrzegam jako rewelacyjny, to film z Nortonem w moich oczach jest zaledwie niezły. Mimo, ze trwał zaledwie 110 minut to momentami był nużący. Ładnie nakręcony, ze świetną muzyką Philipa Glassa, z końcówką dającą do myślenia. Ale nie porwał mnie. Lubię Edwarda Nortona (głównie za ”Więźnia nienawiści” dlatego przyznam 1 dodatkowy punkt. 7/10"
Mocno protestowałbyś przeciwko poniższemu porównaniu bohaterów utrzymanemu w czarnobiałej konwencji?:
Borden (Książę Leopold) - Sarah Borden (brakuje kobiety)?
W związku z zakończeniami mogą dawać do myślenia, można oczywiście przyglądać się przeróżnym zagadnieniom..... Moje ALE do 'Iluzjonisty': w przeciwieństwie do np 'Co się wydarzyło w Madison County' przedstawia widzowi zdradę bez cienia krytyki.
Filmy te widziałem ponad rok temu i trudno mi się teraz ustosunkować do tego co napisałaś. Nie postrzegałem Iluzjonisty przez aspekt zdrady. Chodzi Ci zapewne o księżną Sophie von Teschen zdradzającą męża. Nie należę do ludzi łatwo usprawiedliwiających zdradę ale uważam, że okoliczności małżeństwa, jego zaaranżowanie podczas gdy prawdziwą miłość księżna czuła do Eisenheima, sprawiły, że ja również tą zdradę potraktowałem bezkrytycznie i bezrefleksyjnie. Tak jak w baśni, gdzie podział na dobrych i złych jest jednoznaczny.
Sugeruję, że księżna do Leopolda kompletnie nie pasowała.
Mogę się też dzięki 'Iluzjoniście' cieszyć z bycia kobietą żyjącą w XXI wieku, mającą jakiś wpływ na własne prywatne życie...:)
Usprawiedliwiona, baśniowa zdrada to ciągle zdrada... nie tyle ją oceniam, co nie lubię jej wogóle oglądać:)
Fajnie, że to doceniasz. Niestety są panie, które oczekują zadośćuczynienia za samcze zbrodnie z wieków minionych. Odsyłam do wciąż żywej dyskusji na temat filmu "Monster". Pozdrawiam:).