Nolana najbardziej interesuje tutaj intelektualna gra z widzem. I pytanie o rolę kina w naszym życiu. Mam nieodparte wrażenie, że podejmując temat o iluzjonistach w tak ironiczny sposób, Nolana interesuje właśnie interpretacja potęgi kina jako potęgi iluzji na ekranie. Przecież ta iluzja tak często powoduje nasz uśmiech, nasze jakże autentyczne łzy, wewnętrzne katharsis. Może tutaj Nolan odkrył sekret powodzenia swoich filmów. A warto przypomnieć, że jest to reżyser. który nie zrobił jeszcze ani jednego słabego filmu. Prestiż jest więc dziełem wielopoziomowym.
Niestety momentami film wydaje się trochę przekombinowany. Skomplikowana narracja i wielowątkowość momentami jednak tworzą w filmie niewielki chaos. Nolan nie potrafił do końca nad nim zapanować.
Za to pojedynek aktorski Hugh Jackman - Christian Bale wypada tu nadzwyczaj fascynująco. Obaj znakomicie grają swoje role, ale o włos tę rywalizację wygrał chyba Bale. Obaj pochłonięci zażartą rywalizacją o prestiż niszczą własne życie prywatne i ukochane kobiety. W ich życiu miejsce na miłość nie ma. Jest tylko pragnienie iluzji. Czy Nolan w tym filmie nie ośmiesza tendencji do tworzenia iluzji w dzisiejszym świecie? Naszego upodobania do tworzenia świata wirtualnego, świata sztucznych wartości?
Wielkie brawa należą się też Nolanowi za spopularyzowanie w tym filmie Nikoli Tesli, genialnego naukowca, poszukującego wolnej energii, o którym nie wszyscy słyszeli do tej pory. Film można porównać do sztuczki iluzjonistycznej - jest fascynujący, intrygujący, ale pod całą tą magią trików i rozbudowanej formy treść trochę zanika. Ale może to tylko iluzja, na którą dałem się nabrać? ;)