ehh. ja mam tylko jedno pytanie. kwestie "ze to nie byly klony" opisywane na innym poscie juz pomijam.
pytanie: ktory Angier umiera podczas klonowania? klon, czy oryginal? wyraznie widac, ze maszyna dziala w nastepujacy sposob:klonuje i teleportuje klon na inne miejsce. w takim razie zatopiony zostaje obiekt znajdujacy sie w maszynie. czyli z poczatku prawdziwy Angier? czyli to jest najwieksze poswiecenie dla prestizu? bylbym wdzieczny gdyby ktos mi ta kwestie objasnil.
Jakie "klony"? Człowieku, gdzie ty tam widziałeś klony? I jeden i drugi Angier, i dziesiąty i pięćdziesiąty był prawdziwy, wraz z całą psychiką i wspomnianiami. Inna sprawa, że w książce ponoć było inaczej, ale film nie jest dokłądną adaptacją książki, zaczerpnął z niej tylko główne motywy.
dokładnie nad tym samym się zastanawiałem... (kolesia od wosku zlałem tak samo jak jego teorię - tak BTW: trzeba mieć nieźle zryty beret żeby wpaść na pomysł z woskiem, albo być świeżo po 'dom figur woskowych')
ale sprawa klonowania nie jest wcale taka prosta - chociaż od scen z kapeluszami i kotami widz już wie, że maszyna klonuje itd.
w sumie podczas oglądania wszystko się ładnie układa, ale po filmie - gdy się zaczynamy zastanawiać wszystko staje się skomplikowane.
na pewno Angier zabił pierwszego klona. Ale w trakcie przedstawień - 'oryginał' był zawsze topiony, a świeżutki klon zbierał oklaski. Wieć albo Angier przemianował się na hrabiego NiePamiętam - sklonował się i klon występował (oczywiście raz i tonął). I tak w kółko x 100. I ta wersja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Albo jest tak jak piszesz, że Angier był tylko do pierwszego występu - ale w to wątpie - wiedząc jak działa maszyna mógł dowolnie knuć - raczej wątpie żeby tak swobodnie przekazał kontynuacje swoich obsesji klonom.
BTW: było można wyczuć bliźniaków - jeden z nich miał przeciętą brew - ogólnie film BARDZO mi się podobał, szkoda ze na bieżąco rozwiązywałem zagadkę - dlatego zakończenie nie zrobiło na mnie wrażenia.
POLECAM!
dodam jeszcze, że przy pierwszym klonowaniu Angier miał przyszykowany pistolet, poza tym za bardzo mu zależało żeby nie być człowiekiem w skrzyni
jednak słowa wypowiedziane przed śmiercią "Trzeba odwagi by co noc wchodzić do maszyny, nie wiedząc czy będzie się człowiekiem w skrzyni czy prestiżem" mogą wskazywać, że jednak się zaczął świadomie klonować i zabijać 'oryginał'.
Wedlug mnie Angier zabil pierwszego klona, poniewaz nie chcial miec takiego w tamtym momencie, dopiero eksperymentowal. Natomiast podczas wystepu zawsze musial umierac ten prawdziwy, tzn ten, z ktorego powstawal nastepnik, poniewaz, o ile zrozumialem angier zawsze musial zbierac sie na odwage, by wejsc do maszyny, ale nigdy, nigdy nie pamietal swej smierci, ale tylko jako nastepnik(ktory swoja droga pamietal tylko wchodzenie do maszyny i pojawienie sie w innym miejscu), natomiast oryginal zawsze ginal. Dlatego tez angier tlumaczyl temu drugiemu magikowi(nie pamietam imienia) ile to musial poswiecic, musial sie zabijac za kazdym wystepem. Jednoczesnie jest to paradoks, musial sie zabijac, ale nastepnik nie pamietal swej smierci...
nie znam sie na klonowaniu, ale jesli to stricte czysta fantastyka, to niby dlaczego nie moglby sie sklonowac IDEALNIE? tzn. powstaje IDENTYCZNY egzemplarz, nie kopia, ale klon idealny, czyli.......drugi on ;] pojecie 'oryginal-kopia-klon' moze tu po prostu zanikac, mogl on miec swego rodzaju rozdwojenie jazni i w tym samym momencie odczuwac radosc z prestizu jak i czuc bol umierania w skrzyni...pasowalaby mi tu sytuacja, gdy pierwszy raz sie sklonowal, ten co sie pojawil nagle odruchowo zaczal mowic cos tam 'nie rob tego, jestem...' (czy jakos tak) i to by swiadczylo, ze nagle pojawil sie w dwoch roznych miejscach i przestraszyl sie, ze zaraz zginie, bo przeciez 'on jest tym prawdziwym'....troche to zagmatwane, ale chyba wiadomo o co mi chodzilo ;)
ja to sobie tak tłumacze że po prostu Angier przy "klonowaniu" czy jak to można nazwać tworzył taką jakby kopie zapasową. Pojawiała się ona w innym miejscu ale była jego dokładnym odwzorowaniem, po czym obie postaci w późniejszym czasie mogły działać niezależnie.
Tak więc nie ma rozróżnienia na prawdziwy/sklonowany/skopiowany bo wszędzie jest ten sam Angier "idealny sobowtór" :P
Jednak jak ktoś już się uparł na te klony to najszybciej bym pomyślał, że to przecież zapadka otwierała się pod osobą, która zainicjowała wykonanie triku, prawda? ;)
Moim zdaniem zdanie "Trzeba odwagi by co noc wchodzić do maszyny, nie wiedząc czy będzie się człowiekiem w skrzyni czy prestiżem" świadczy o tym, że maszyna działała różnie, tesla sam nawet mówił, że czasami maszyna działa inaczej niż tego zakładamy, i mi się wydaje ze to zdanie oznaczało, że czasami w maszynie pojawiał sie klon a oryginał został przeniesiony i odwrotnie oryginał czasami ginął a klon był prestiżem.
przyjmujac, ze oryginal byl tylko jeden i maszyna dzialala jak chciala to mamy pewnosc, ze ten oryginal musial kiedys zginac, dla mnie rozwiazanie idiotyczne.....obdarte z tragizmu, bo jakos srednio mi sie chce identyfikowac z klonem, ktory nie jest oryginalem ;) zagmatwane zdanie, ale woadomo ocb :) wg mnie bardziej dobija sytuacja, gdy te klony sa rowne oryginalowi i nie ma znaczenia, ktory zginie, bo one sa jednoscia ;)
To nie sa klony, ale idealnekopie i dlatego nie mozna mowic ze sia czymkolwiek roznia. To ten sam obiekt we wszechswiecie, tyle ze zduplikowany.
Wg mnie tragizm polega wlasnie na tym nieustannym zabijaniu sie, to tak jak Syzyf, tylko ze Angier mial skonczyc swoja "prace" gdy iluzjonissta rywal "wpadnie" :), tzn wejdzie za kulisy, by podejrzec sztuczke. Tragizm takze polega na nieustannym dazeniu do zemsty, ktora przyslonila mu prawdziwe zycie (cos takiego powiedzial: 'my wife is nothing' czy cos
Natomiast wedlug mnie oryginal, pierwszy Angier umarl w pierwszym wystepie, bo mowil, ze zawsze sie musial zbierac na odwage, by wejsc do maszyny, mimo ze wiedzial co go czeka (utoniecie) i ze kopia, a nie on bedzie zbierala oklaski. To bylo wlasnie calkowite poswiecenie dla zemsty...
wszyzstko to co powyżej odn. nieprzewidywalności maszyny, o czym ostrzegł tesla świadczy, że w pewnym momencie "oryginał" musiał na pewno zginąć.
Poza tym, dopiero co skończyłam oglądać film iii... kiedy Angier i Cutter chowaja maszynę, Cutter powiedział do niego coś w stylu "Remember what I told you about drowning? It's not like going home. I was lying. It's a total agony"
Czyli Angier nie wiedział jak "wygląda" tonięcie, więc to też potwierdza fakt, że "pierwszy" Angier w pewnym momencie przepłacił magię życiem.
btw. odnośnie postaci granej/ych przez Bale'a, bliźniacy ZAWSZE się wymieniali? Ciekawe jak to wyglądało jeśli chodzi o ich ukochane.
Bo jeśli tak, to nie wiedomo który z nich był ojcem Jess.
Ogólnie film BARDZO mi się podobał :)
bzdura....nic nie mowi nam o tym, ze jest jakis tam jeden prawdziwy oryginal, a reszta to jego klony, ktore kompletnie nie zuja jak on i nie sa nim i ogolnie to Rosomak musial zginac ;) tak, w sumie racja, on zginal "100 razy"!! umiaral az tyle razy! poswiecal sie az tyle razy! czul to toniecie, bol wplucach, cierpial za kazdym razem.....to jest istota jego poswiecenia, a nie jakies glupoty, ze zginal raz a potem to juz nie byl on...
a kwestia blizniakow? kolejna niedorzecznosc.... przeciez oczywiste jest, ze jeden z nich tylko naprawde kochal zone, a drugi kochal 'kochanke'.... podmiane przed sexem mogli zrobic milion razy dziennie!! "ide kochanie sie przewietrzyc, wroce za 10 min..."
ludzie, juz nie przesadzjcie tak z tymi interpretacjami, bo jeszcze wam wyjdzie, ze moze zaden z nich nie byl ojcem, a zona miala kochanka i w wersji rezyserskiej okaze sie, ze Bale byl bezplodny, a ona zdradzala go/ich z Tesla na odleglosc ;]
blizniacy na pewno sie wymieniali,Sara nawet wiedziała kiedy nie jest z "prawdziwym" ukochanym(wyczuwała to gdy mowil ze ją kocha)
To proste. Ojcem Jess był ten, który kochał Sarę. To był oryginał Bordena. Dopiero potem, gdy już mieli dziecko "sklonował się" i jego "klon" pokochał Olivię. Oryginalny Borden nigdy nic nie czuł do Olivii, a "klon" do Sary. Dlatego Sarah potrafiła rozpoznac, kiedy "klon" Bordena kłamał, że ją kocha.
Powtórzę to co pisali przedmówcy, może uda mi się coś dodać ;>
Angier się kopiował - wychodził z tego drugi Angier, dokładnie taki sam. Życie tracił ten, który wchodził do maszyny..chociaż to twierdzenie że "nie wie czy będzie tym w skrzyni czy prestiżem" budzi moje wątpliwości co do tego. W każdym razie poświęcenie polegało na tym że Angier liczył się z tym że zaraz utonie, jednakże podjęcie tej decyzji nie było dla niego chyba aż tak wielkim problemem, bo widział że ma zapewnionego "godnego następcę", czyli jego samego. Co więcej wierzył że samo tonięcie nie jest aż takie straszne, bo Michael Caine tak mu to przedstawił..:]
Jeśli chodzi o pierwsze kopiowanie, to Angier zanim się tego podjął, zdawał sobię sprawę z efektu i uszykował gnata. Położył go bliżej maszyny, żeby to on mógł pierwszy poń sięgnąć.. Tylko skoro kopia jest w 100% taka sama to obaj równocześnie powinni o tym samym pomyśleć i obaj winni rzucić się po spluwę. (ok, za głęboko wszedłem..;)
Zastanawia mnie tylko Lord Caldlaw - powiedział on (gdy przyszedł z Jess do Bordena) że jest Caldlawem od samego początku.. Jakiego początku, kiedy? Wynika że Lordem mógł być od samego początku, zanim zaczęliśmy oglądać film. Albo rzeczywiście jak to ktoś napisał wcześmniej - któryś Angier z kolei kupił sobie pałącyk i został lordem, wiedząc że jest to kolejny etap jego planu przeciwko Bordenowi. Im dłużej o tym myślę tym bliższa mi jest ta 2 wersja. :>
Co do Bordena - ojcem Jess na pewno był ten ostatni, bo on kochał Sarę. Po co niby mieliby się wymieniać w lóżku, dajcie żyć..
ALE CZYM ONI BYLI?
Bliźniakami czy kopiami?
Więcej argumentów przemawia za kopiami: Najpierw był jeden-kochał Sarę. Potem był drugi - pokochał Olivię. Poza tym Borden dał Angierowi namiary na Teslę więc miał z nim do czynienia, a co za tym idzie z jego maszyną i uczynił z niej efekt.
Za bliźniakami przemawia to, że ostatni z nich na końcu potwiedził że sbylibliżniakami(po co miałby kłamać) oraz to że te wszystkie miłosne sprawy mogły tak przebiegać, gdy od początku byli dwaj bliźniacy.. Tylko skąd wtedy wzięła się sprawa Tesli u Bordena? Tak po prostu? Dla zmyły? możliwe..:>
Filmowi daję 8,5 lubię te klimaty i obsada wyśmienita.. A Bale jest gigantem dla mnie. nie od dziś zresztą... POZDRAWIAM!
odpowiem tu, chociaz tyczy sie to i poprzedniego posta....
Borden mial blizniaka, swiadczy o tym koncowka filmu i wytlumaczenie samego Bordena jak to juz ladnie ujales....po co doszukiwac sie na sile bezsensu w sensownym scenariusz?? to jakas nowa domena ogladajacych zeby doszukiwac sie na sile ukrytych znaczen?? bez sensu....
a co do 'Bordena u Tesli' to byl on o wiele mniej zamozny od Angiera i nie bylo go stac na dlugotrwale eksperymenty naukowca (stad dosyc mocno zaakcentowany watek tego, ze Angier mial kase i mogl czekac dlugo na 'efekt koncowy') i jedyne co od niego zakupil to imitacje maszyny teleportujacej, a konkretnie zapewne chodzilo mu o jakies iskry, ognie, kable, efekty plynacej energii etc... ;)
Ktoś wcześniej wspomniał o tym że Bordenowie;) to mogły być kopie, bo to też miałoby sens..
Z drugim się zgadzam :>
tak tak....a Tesla to tez w sumie nie oryginal, na pewno przeciez sam sie juz dawno sklonowal/teleportowal/rozmnozyl a zbuntowana kopia zdazyla jeszcze zabic cala reszte :/ to nie jest film z jakimis wielkimi niedopowiedzeniami, chyba, ze ktos na sile szuka dziury w calym, wszystko sie na koncu uklada w logiczna calosc wiec po co te niedorzeczne kombinacje? :]
Dorzucę swoje trzy grosze... Film bardzo mi się podobał, tak na początek. Co do zamieszania z maszyną - uważam, że trzeba zaznaczyć: "taki sam" a "ten sam" to moim zdaniem dwie różne rzeczy. "Ten sam" można powiedzieć tylko o jednym obiekcie - że np. człowiek którego właśnie widzę to ten sam, którego widziałem wczoraj w TV. Jak już jest "taki sam" to jest identyczny - te dwie puszki piwa są takie same :) Po wejściu do maszyny w innym miejscu pojawiał się taki sam człowiek, każdy atom w tym samym ułożeniu (z niepewnością rzędu nieoznaczoności Heisenberga... :)). W trakcie przedstawienia jeden z nich ginie. Pozornie nie ma to znaczenia, bo przecież ten który zostaje jest taki sam, ale... Jedno z trudnych pytań o teleportację - a co jeśli człowiek to nie tylko specyficzne ustawienie atomów? A co jeśli mamy duszę? Co się z nią dzieje?
film pokazuje, że "klonuje się" wszystko, człowiek cieleśnie, pamieć, świadomość, jego obsesja...
myślę, że na końcu mamy do czynienia z "klonem", ale z pełną świadomością bycia klonem i świadomością tego, że następnym razem może być "człowiekiem w skrzyni"!
na spluwę patrzą równoczeście ale "prawdziwy" ma bliżej i jest szybszy...
a Lordem wg mnie był od zawsze, znaczy się z urodzenia (to tłumaczy skąd miał tyle kasy na maszynę Tesli skoro zaczynał "przygodę z magią" razem z Bordenem jako pomocnicy, a tego drugiego nie było na nią stać, ba ciągle miał finansowe problemy), Angier robił to co robił faktycznie właśnie dla prestiżu a nie pieniędzy...
a sprawa Bordena u Tesli - mógł zamówić coś tańszego po prostu :)
zawsze się wymianiali, któregoś razu Borton mówi do brata w przebraniu "przekonaj ją że ją kocham", aczkolwiek nie sądzę, że aż tak "głęboko" się wymieniali :P
Na wstępie film bardzo mi się podobał. Najbardziej zaintrygowała mnie kwestia czy Fallon to bliźniak czy klon Bordena... i w końcu mnie olśniło... to na pewno bliźniak!! Potwirdza to scena, w której Borden odprowadza Sahrę po ich pierwszej randce :) niby jak znalazł by się w mieszakniu .. to był brat a było to przed wystawą Tesli, więc nie ma mowy o żadnym klonie :))