W scenie kiedy Alfred Borden postrzelił Robert Angiera , zaczeły rożne sceny przemijać z ich wszystkich sztuczek . Jedna rzecz mnie zastanawia ,kiedy Robert wszedł do maszyn tesli ,wcześniej przygotował pistolet ( po co ) i potem użył tej broni to zastrzelenia/postrzelenia swojego sobowtóra . Czemu ? Jaki był jego cel ?
SPOILER
SPOILER
SPOILER
SPOILER
SPOILER
SPOILER
przygotował pistolet bo wiedział że kot się sklonował i obawiał się pewnie, że jego też może skopiować no i wtedy musiałby coś z kopią zrobić :D
Mnie zastanawia jedno kiedy rozmawiali na końcu Robert powiedział że się bał bo nie wiedział czy tym razem go teleportuje czy skończy w wodzie i utonie ale skoro jednak zawsze go teleportowało to by znaczyło że osoba WCHODZĄCA jest teleportowana a klon zostaje w maszynie czyli kiedy Robert zastrzelił klona to tak naprawdę Kopia Roberta zabiła ORYGINAŁ który wszedł do maszyny :D a to znaczy że od 60% filmu orginalny Robert nie żyje huehuehue
Moim zdaniem to tak nie do końca. Klon nie był klonem. On był nim. To był Robert w 100%. Po prostu drugą świadomością, ale to był ciągle on. Może ciężko to zrozumieć, ale tak właśnie myślę. XD
Widziałam film dość dawno, ale zastanawiam się czy na pewno było powiedziane, że oryginał jest teleportowany. Moim zdaniem bardziej prawdopodobne byłoby, że po prostu klon tworzy się kilka metrów dalej. Chociaż i tak mam wrażenie, że po prostu nie wiedzieliśmy, który z nich był tym pierwszym. No i on sam chyba nie wiedział. Ale jeśli było mówione to przepraszam, bo film naprawdę widziałam dawno temu.
pamiętam dokładnie jak mu mówił tam na końcu że za każdym razem się bał czy skończy w wodzie czy wśród oklasków ale skoro jednak dożył to by tylko potwierdzało że Wchodzący był tepany a coś [klon nie klon] został utopiony no poza tym jednym razem gdzie ten co go tepneło został ustrzelony przez klona :D
Nie jestem do konca przekonana. Moim zdaniem po prostu nie wiemy czy to byl pierwowzor. Ale w zasadzie to dobrze, ze kazdy knterpretuje to po swojemu. ;)(przepraszam za brak polskich znakow)
pamiętam dokładnie jak mu mówił tam na końcu że za każdym razem się bał czy skończy w wodzie czy wśród oklasków ale skoro jednak dożył to by tylko potwierdzało że Wchodzący był tepany a coś [klon nie klon] został utopiony no poza tym jednym razem gdzie ten co go tepneło został ustrzelony przez klona :D
A ja myślę, że to klon był na widowni, bo tak naprawdę trudno oddzielić klona od oryginału skoro mają taki sam wygląd, charakter i przede wszystkim wspomnienia - w końcu to klon! Tak więc nie jest ważne który z nich zginie, skoro są tacy sami... Mnie najbardziej zastanawia kwestia tego skąd Robert Angier będący na widowni wiedział, że Alfred Borden wszedł pod scenę i będzie można go oskarżyć o śmierć jego klona (chodzi o oryginał, ale mimo wszystko obaj to klony). Przecież był już w innym miejscu, więc czyżby to była jakaś telepatia z umierającym pod sceną klonem?
a widzisz i to jest dowód na moją tezę który mi do głowy nie wpadł.
"Mnie najbardziej zastanawia kwestia tego skąd Robert Angier będący na widowni wiedział, że Alfred Borden wszedł pod scenę i będzie można go oskarżyć o śmierć jego klona"
Wiedział to bo ten na widowni był tym oryginalnym i sobie to all wszystko zaplanował a fakt że zawsze przezywał swoje widowisko sprawiał że mógł sobie to po planować
Kiedy maszyna się uruchamiała kopiowany był Robert i kopia miała 100% pamięci oryginału, czyli obaj myśleli, że są oryginałami, stąd Angier mówi, że nie wie czy tym razem się teleportuje czy utonie.
Kopia ma dokładnie te same wspomnienia. Załóżmy, że to był 99 występ. Robert wchodząc do maszyny nie mógł pamiętać, że się topi - bo za każdym razem, każdy jego wcześniejszy klon pojawiał się parę metrów dalej. Żaden z tych klonów nie miał wspomnień, że się topi, bowiem topiący się nie byli już wzorem dla kolejnych klonów.
Ale gdy Robert (w którejkolwiek wersji) wchodził do maszyny - przypieczętowywał swój los i równocześnie wcale tego nie robił. Oryginał ginął. Ale wcześniej wygenerowany klon - nie.
Zarówno Robert, jak i kolejny jego klon - pamiętali, że weszli do maszyny. Pamiętali, że maszyna działa. Z tym, że "oryginał" topił się, a kolejny klon pokazywał się widowni.
Więc z punktu widzenia oryginału - wchodzę do maszyny i się topię. Z punkty widzenia klona - wchodzę do maszyny i przenoszę się parę metrów dalej...
Dlatego ten film jest genialny. Może to całkowicie nierealne, ale stawia to potwornie wielkie pytanie. Kim jest człowiek? Czym jest? Czy to tylko ciało? Umysł? Dusza?
Czy kopia dalej była Robertem? Miała przecież to samo ciało, ten sam umysł... Tę samą duszę?
Czy więc topienie "oryginału" za każdym razem było morderstwem?
Wyobraźmy sobie, że w przyszłości ludzie opanują zdolność teleportacji. Tak jak w filmach sci-fi. Na czym by to polegało? Pewnie na tym, na czym polega przenoszenie plików na komputerze. Kopiuje się plik w inne miejsce... a potem usuwa oryginał.
Wtedy taka teleportacja wyglądałaby tak, że dla osoby wychodzącej z teleportu, załóżmy wiele kilometrów dalej - byłaby to kolejna, zwyczajna "podróż".
Ale dla osoby wchodzącej byłby to koniec. Czy bolesny? Nie wiadomo, bo by nie było osoby, która by o tym opowiedziała...
Czy taka teleportacja byłaby morderstwem? Czy może nie, bo przecież dana osoba dalej istnieje? Wchodząc do teleportu - skazywałbym się na unicestwienie, być może na agonię, ale nawet gdybym wykonywał tę podróż po raz setny - nie wiedziałbym, co mnie czeka i na co się decyduję.
I to właśnie jest w tym filmie niesamowite. Ukazuje coś tak logicznego, oczywistego, ale równocześnie tak sprzecznego z logiką i tak wymykającego się naszemu poznaniu.
Odnośnie metody teleportacji - nazywa sie to splątaniem i jest obecnie badane. Udało się już w ten sposób przeteleportować pojedyncze fotony.
Odnośnie fabuły - postrzelony Angier mówi do Bordena, że jest bogatszy o to, że widzi wyraz twarzy widowni nabranej na iluzje. Może to nadinterpretuję ale myśle, ze mogło mu chodzić o wyraz twarzy nabranego Bordena, czemu nabranego? Juz tłumacze: Zakładając ze jego inżynier sceny wiedział o bliźniakach (mówił ze to dubler, rozstał sie z Robertem gdy ten poszedł szukać Tesli) oraz że wiedział iż Borden bedzie szukał zemsty na Angierze, za smierć brata, mógł nakłonić Angiera, by ten zdecydował sie zostać zabitym przez Bordena. Zabitym ale nie do końca, gdyż jeśli Angier zdecydowałby sie na tak wielkie poświęcenie, jak smierć by nabrać Bordena (a sam ginąc stwierdził iż sie poświęcał dla iluzji) to jego klon stworzony w chwili gdy tak myślał, tez miałby takie nastawienie. Dodatkowo Angier mówił ze chce sprawić by nikt więcej nie użył tej maszyny (ginąc podpala teatr). Tym sposobem byłby remis - obaj panowie stracili żony, obaj panowie stracili życie dla iluzji (Borden z bratem żyli jednym życiem, a Angier-klon umarłby epicką śmiercią podczas ostatniej iluzji wykonanej dla jednoosobowej publiczności w postaci Bordena) no i wreszcie Angier nieczulby sie wiecznie tym gorszym iluzjonistą.