dobry to malo powiedziane pokazuje ze wiara w jezusa jest bardzo wazna i bez niej ciezko cierpienie ogarnac bo on najbardziej cierpial z wszystkich ludzi
Pokazuje tyle, że wiara może pomagać znieść swoje cierpienie, ALE pokazuje również jak urzędnicy Kościoła postępują z ludźmi... (nie wszyscy, chyba jedyny wyjątek to zakonnik pod koniec filmu) tj zatrzaskiwanie drzwi przed nosem(dwa razy), dawanie żebrakom resztek ze stołu (co było wg Franka najbardziej hańbiące). Dodatkowo pokazana ciemnota spowodowana taką bezrefleksyjną religijnością (babcia bohatera wysyłająca go do spowiedzi bo zwymiotował "mam boga na podwórku"), nawet u nauczyciela karmiącego dzieciaki gazetą ("masz boga na języku").
Dobre było wypracowanie "Jezus a pogoda" (czy podobnie brzmiące) i reakcja nauczyciela, która moim zdaniem miała na celu ukaranie chłopca za jakieś obrazoburstwo, a przeistoczyła się w nagrodę (co ucieszyło i pokazało jak różne podejścia do wiary/życia mogą mieć dwaj nauczyciele nawet w tej samej szkole zatem i w tej samej społeczności).
Podsumowując wiara pomogła z pewnością Frankowi w jego "marnym dzieciństwie", lecz jak stwierdził na początku gorsze od marnego, irlandzkiego dzieciństwa jest irlandzkie, katolickie, marne dzieciństwo, ponieważ jakby nie patrzeć religia przysporzyła jemu i innym niejednego zmartwienia, bólu i udręki, której w innych okolicznościach (innej religii/bez niej/w Ameryce) by nie mieli.
W tamtych czasach religia niewiele miała wspólnego z prawdziwą katolicką wiarą. Szczególnie w kręgach tych najbiedniejszych warstw społecznych, gdzie praktycznie wszystko było określane mianem grzechu, każde nieprzyzwoite słowo, zachowanie i myśl. Dzieci od najwcześniejszych lat były indoktrynowne, niczym wyznawcy jakiejś prymitywnej sekty, że każdy niecny uczynek, choćby najdrobniejszy, ściągnie na ciebie gniew boży i skaże cię na ogień piekielny. To było na porządku dziennym, w domu, na podwórku i w szkole. Aż się nie chce wierzyć. Tyle mówi się o średniowieczu, a wiek XX pod względem mentalności niewiele się od niego różnił. Te same zabobony i brednie, wszystko sprowadzające się do potępienia. Pytanie jak to możliwe, skoro Nowy Testament i przesłanie Jezusa jest w porównaniu do Starego Testamentu tak łagodne i życzliwe. Gdzie podziały się współczucie i przebaczenie i czemu zostały one zastąpione przez ówczesnych historiami o piekle i wiecznym potępieniu. Dzieci w tamtych czasach były uczone o Bogu, który jest mściwy i bezlitosny. Tak jak mówię, mentalność ludzi, szczególnie tych najbiedniejszych od czasów średniowiecza nie uległa praktycznie żadnej zmianie. Pytanie tylko brzmi dlaczego.
Inaczej. Jest internet. A wraz z nim dostęp do wszelkich informacji. Ludzi już trudniej jest utrzymać w ryzach.