No cóż specjalnych "och-ów" i "ach-ów" nie było, niemniej film jest sporą rewelacją. Przede wszystkim wnosi w powoli rutynowe kino Sci-Fi powiew świeżości. Nie licząc kilku wpadek, film odstaje od dotychczasowych produkcji, choćby od strony wizualnej (amatorska kamera).
A wracając do minusów. Niewątpliwym potknięciem scenarzystów jest kilka wyświechtanych tekstów ("Oh my God", masy wrzasków itp). Czy choćby tekst Hud`a "I`m sorry God" (???). Ponadto nie brakuje tu absurdów: śmigłowiec spada, piloci nie żyją, ale nasi bohaterowie "cudownie" ocaleli. Albo tocząca się ulicami głowa Statuły Wolności (amerykanie podkreślają tą sceną, że nie ma już dla nich ratunku, bo umiera symbol ich wyzwolenia ??? eee.... dla mnie niepotrzebne)
Ale już dość krytyki. Koniec końców tak jak mówiłem film to spory przełom w kinie Sci-Fi. Nie chodzi tu o samą fabułe, bo i ona jest już bardzo wytarta, ale o sposób wykonania Cloverfield. Wszak, nie sztuka jest wywalić setki mln na efekty specjalne, bo to każdy potrafi. Sęk w tym by umieć to wszystko przedstawić jak naj realistyczniej. A to scenarzystom udało się w sposób aż mistrzowski. Biorę tu pod uwagę pierwsze 5 minut od ataku. Oglądając film po raz pierwszy autentycznie odczuwamy niepokój, gdyż nie jako wcielamy się w postać jednego z aktorów i sami czujemy... zagrożenie (?).
Film w sumie nie wyjaśnia absolutnie nic, ale w ogólnym rozrachunku to nie ma żadnego znaczenia, bo przecież taka była myśl przewodnia twórców. Dla mnie świetna rozrywka. A przecież o to głównie chodzi w kinie.