Dawno nie oglądałam filmu, który wzbudziłby we mnie tak zmienne odczucia. Początek zapowiadał się naprawdę interesująco. Był lekki, naturalny, aktorzy naprawdę spisali się znakomicie. Jednak w momencie, kiedy niebo Nowego Jorku rozświetliły - jakże efektowne - kule ogniste, odbiór filmu zaczął być dla mnie bardzo męczący. Przerost efektów specjalnych nad treścią, szamotanina, naciągany scenariusz (Statua Wolności - a właściwie jej głowa - spada AKURAT prosto pod nogi bohaterów). Wiem, wiem, w filmie nie chodziło o potwora, ale to właśnie obraz jego głowy pozostanie mi w pamięci, a nie odczucia, które towarzyszyły bohaterom.
Początek - 8/10,
końcówka - 2/10,
ostatecznie, 5/10.