Recenzja będzie jednym wielkim spojlerem, więc kto nie widział - niech nie czyta.
Próbowałem od jakiegoś czasu wybrać się na ten film do kina i zawsze było coś, co musiało mi w tym przeszkodzić. Efekt taki, że zobaczyłem go w domu, bo we wszystkich poznańskich kinach (chyba, ze coś przeoczyłem) nie ma już Projektu Monster (nie cierpię tej gównianej nazwy).
Moja ocena obrazu Reevesa nie będzie jednak zależała od tego, że nie wszystko zobaczyłem na ekranie swojego telewizora. Wiem jakimi prawami rządzi się film typowo kinowy, a jakimi telewizyjny. Cloverfield zdecydowanie należy do tej pierwszej grupy. Absolutnie odradzam oglądanie w domu!
Nie wiem czy ten film jest dobry, czy tylko miał wspaniały PR i marketing na najwyższym poziomie i poruszał wyobraźnię zjadaczy filmowych trailerów. Sukces Blair Witch Project opierał się właśnie na świetnym marketingu i na pewnego rodzaju kameralności historii którą opowiadają nam oczy (a raczej kamera) trzech studentów. Abstrahuję już od tego, że sam scenariusz był lepszy od Cloverfield. Kwestia marketingu jest tutaj na pewno głównym aktorem, który odegrał rolę w sukcesie tego filmu, bo sam w sobie obraz Reevesa jest raczej wtórny. Jednak co tutaj jest najważniejsze - liczy się forma - nie treść. Gdybym miał używać jakichś metafor, powiedziałbym, że dostaliśmy domowy obiad podany w zastawie Rosenthala. Jednak wielu z nas uwielbia domowe obiady bardziej niż restauracyjne cuda. Takie mamy prawo. Co za tym idzie - konwencja (zastawa) jest oceniana przeze mnie na 9-/10. Domowy obiad (treść) na 4.
Lubię filmy katastroficzne. Pozwalają na łatwą identyfikację z bohaterami, pokazują jak jesteśmy bezradni wobec działania natury, stwora z kosmosu, broni biologicznej etc. Filmy tego typu mają co prawda niewiele do powiedzenia poza samym faktem katastrofy, ale nikt w jej obliczu nie wymaga, by przerażające wydarzenia miały nas od razu czegoś uczyć. Są i już. Przychodzą, zabierają wszystko i jedyne co możemy zrobić w jej obliczu, to odkryć część siebie.
Udaje się to bohaterom Cloverfield. Każdy z nich ma coś do zaoferowania, ma ukrytą w zanadrzu część siebie, która potrafi być nawet w obliczu ogromnego strachu, porządnym, kochającym człowiekiem. Nawet Hud, ma coś za co można go polubić - przez cały czas gada, co urozmaica akcję i trochę wyrywa ją ze zbytniego marazmu. Jednak niektóre jego teksty są po prostu nierealne, w obliczu tak wielkiej katastrofy. Gadanie wystraszonym do granic możliwości ludziom, głupich rzeczy o zabijaniu bezdomnych w tunelach, gdy właśnie się takim tunelem idzie jest po prostu wyrazem skrajnej głupoty albo debilizmu, ew. brakiem oceny sytuacji, w której się znalazło (chyba, że Hud jest naprawdę kimś mocno stukniętym a po jego wcześniejszych wypowiedziach, uważam, że znajduje się na cienkiej granicy pomiędzy idiotą, a szaleńcem ).
Bardzo chciałbym móc ocenić efekty specjalne, o których wiele osób pisało, że są rewelacyjne. Niestety ekran telewizora i zbytnia "pikseloza" nie pozwalają mi na obiektywną ocenę komputerowego wkładu w Cloverfield. Z tego co widziałem i zdążyłem wychwycić w gąszczu kwadracików, jest ciekawie. Nawet bardzo.
Potwór to oczywiście rzecz pierwszorzędna. Drugą świetną dla oka sprawą jest niszczone miasto. Po prostu miazga. Gdy przeczytałem ile pracy włożyli w to, by "zniszczyć" most brooklyński, to zwiesiłem głowę w geście szacunku. Nie mówię już o powalonych budynkach, potworkach odczepiających się/wylatujących od/z potwora, głowie statui wolności czy zwykłych wybuchach. Na prawdę wygląda to wszystko zachęcająco. Zachęcająco na tyle, bym zobaczył film jeszcze raz, tym razem w kinie.
Tyle, że pójdę z nastawieniem jedynie na kawałek dobrej zabawy. W sensie scenariuszowym Cloverfield to niezbyt ładnie pachnący kawał gnata. Zaczyna się trochę jak komedia romantyczna, na przyjęciu wszystko dzieje się dokładnie w tej samej konwencji, potem zaczyna przeradzać się w melodramat. Wyobraźmy sobie teraz, że to Travis jest tym potworem, który urządził tak Beth i Rob idzie przez całe miasto, w którym zabrakło prądu, by ją ratować. Na końcu paskudny Travis zabija ich oboje, gdy mówią sobie "kocham cię". Melodramat wyciskający łzy, zwłaszcza, że Travis wykańcza jeszcze brata Roba i jego kobietę. Jednak w tej konwencji, przy zamierzeniu twórców by film był czystą rozrywką, by zarobił jak najwięcej i miał malutkie "coś" do powiedzenia i tak oceniam to dzieło wysoko.
Może za wysoko!? Ale mam sentyment do potworków
Za efekty (tyle ile udało mi się zobaczyć) 8,5/10
Za fabułę 4/10
Za rozrywkę 8/10
Za konwencję 9-/10
Średnia wyjdzie jakoś 7-8/10
Więc warto zobaczyć :)
Obejżałem film w kinie.
Bardzo przyjemnie czyta się twoją recenzję nawet jako podsumowanie, wspomniałeś o większości ważnych aspektów filmu.
Od siebie o filmie:
Widzę że niewielu ludzi zauważyło że w cloverfield sceny trwają owiele dłużej niż w zwykłym filmie, co w filmach akcji/katastroficznych jest spotykane niezwykle żadko.
Za to należy się duży plus dla autorów filmu - bo dzięki temu nabrał on realizmu.
A także pochwała za płynne przejścia między scenami (najczęściej gdy Hud filmuje asfalt)
Wciąż uważam że Cloverfield jest poprostu zbyt tanim filmem, mógłby wywołać trochę większy szum.
Największa wada filmu - po jego obejżeniu jest więcej pytań niż odpowiedzi...
... i niestety - to jest jego cel :)