Ot, dość przeciętna opowieść, w pierwszej części trochę wciągająca, ale potem jest już przewidywalny i nieciekawy. No może poza końcowym wątkiem z żoną, która go rozpracowała. Zakończenie jak się uwalnia - no naprawdę czy może być coś bardziej banalnego. Jeśli ktoś liczy na napięcie i krwawe sceny zabójstw, atmosferę tajemnicy - to nic z tego. Ambicją twórców było bowiem stworzenie thrillera psychologicznego. Szkoda tylko, że wyszedł najprostszy banał o problemach z mamusią w dzieciństwie i podobne pierdoły.
Główny bohater jest sprytniejszy od Jamesa Bonda, a policja, FBA i światowej sławy profilerka zachowują się, jakby byli na jakiś szkoleniu, a nie w akcji. Nie brakuje też paru nielogiczności. Na przykład najpierw walą do gościa siedzącego w aucie prosto w łeb z ostrej amunicji, a drugim razem traktują go paralizatorami - co zresztą dla jednego źle się kończy. Albo piosenkarka w łazience. Wystarczyłoby wyjąć baterię z telefonu i wrzucić do kibla. I facet jest udupiony. Itd.
Widziałeś smartfon, z którego da się wyjąć baterię?
Baterię to można było wyjąć ze starych klawiszowych telefonów typu Nokia 3310. Smartfony mają baterie zamontowane na stałe, niewyjmowalne. Mogła co najwyżej cały telefon wrzucić do kibla. Ale ona chciała uratować tego uwięzionego gościa (pomijając prawdopodobieństwo tego), a morderca powiedział, że po jakimś czasie samoczynnie uwolni się gaz i go zabije - gdyby mu popsuła telefon, to tak by się stało.