Od pierwszych scen po ostatnia w konwoju to byl film-komiks. Taki film sie odpala i nie zastanawia nad logika i sensem. To tak jakbyście podchodzili na poważnie do Kaczora Donalda, ktory jest fryzjerem i goli goryla z cyrku objazdowego myśląc ze to owlosiony pracownik (z resztą byl taki komiks w 1 numerze z 1994). Przecież to byl film o jakims człowieku z nadludzkimi mocami/siłami. Perswazja (koszulka, danie hasła, corka z bialaczka) niespotykane szczęście (portfel z kartą o którą prosi FBI, który pracownik zostawia w fartuchu xD), wejscie na scenę, backstage, wyjazd limuzyna. Ojej.. mozna tak scene po scenie. To nie był film w naszym uniwersum. To byl film w uniwersum Shyamalana. Ja bawiłem sie doskonale a te absurdy przez ktore tak krytykujecie film byly wlasnie moca tego filmu. Tu powinien być oddzielny gatunek: absurdalny. Naprawdę polecam ale bez kija w tyłku, bez myślenia ze to akcja w naszym świecie, bez ciągłego pytania siebie "ale jak..."... jak takich filmów jednak nie lubicie i nie akceptujecie absurdów to bedziecie sie męczyć.