Niemiecki horror w reżyserii Marvina Krena, to krótkometrażowa próba zmierzenia się z gatunkiem postapokaliptycznym, który od lat cieszy się niegasnącą popularnością. Film, trwający zaledwie około 60 minut, skupia się na historii Michaela, który przyjeżdża do Berlina, by odzyskać byłą dziewczynę, lecz zamiast tego trafia w sam środek epidemii zombie.

Choć pomysł na zamknięcie akcji w jednym budynku wydaje się obiecujący, klaustrofobiczne przestrzenie i narastające napięcie mogłyby przywołać skojarzenia z klasykami gatunku ,"Rammbock" nie do końca wykorzystuje swój potencjał. Film zaczyna się intrygująco, ale szybko wpada w przewidywalne tory, a emocjonalna więź między bohaterami jest zarysowana zbyt powierzchownie, by naprawdę poruszyć.

Plusem jest z pewnością oszczędna forma, brak nadmiaru efektów specjalnych działa na korzyść realistycznej atmosfery, a surowa estetyka podkreśla beznadziejność sytuacji. Niestety, niedostatki scenariusza i dość przeciętne aktorstwo nie pozwalają w pełni zaangażować się w losy postaci. Dodatkowo, pomysł z wirusem aktywowanym stresem, choć ciekawy, nie zostaje odpowiednio rozwinięty.

"Rammbock" nie jest filmem złym, to przyzwoita propozycja dla fanów gatunku, którzy szukają czegoś krótkiego i odmiennego kulturowo niż hollywoodzkie produkcje. Jednak brak większej głębi i wyraźnych punktów kulminacyjnych sprawia, że trudno nazwać go czymś więcej niż zaledwie poprawną ciekawostką.