Gdy oglądam film, o którym prawie wszyscy wypowiadają się w samych superlatywach, to z reguły mam wobec niego dość wysokie oczekiwania. Nie inaczej było i tym razem - o najnowszym dziele Stevena Spielberga słyszałem prawie same pozytywne opinie - negatywne pojawiały się bardzo rzadko.
Tytułem wstępu nadmienię, iż jestem wielkim fanem dzieł okraszonych mianem "science-fiction" (w skrócie - SF). Przyznam, iż urzeka mnie każda profesjonalnie wykonana wizja przyszłości. Zupełnie pogrążyłem się w świecie z roku 2054, przedstawionym w "Raporcie Mniejszości", podziwiając piękno zarówno budynków, jak i prostych gadżetów codziennego użytku. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie samochód, którym poruszał się główny bohater - John Anderton (w tej roli Tom Cruise) - niesamowita konstrukcja, z charakterystycznym znakiem marki Lexus na przedzie. Marzyłem sobie, że może już za kilkanaście lat sam będę mógł podróżować takim futurystycznie wyglądającym pojazdem.
Film został stworzony w oparciu o opowiadanie Philipa K. Dicka (autora "Blade Runnera") i jest to główny atut dzieła. Pomysł jest moim zdaniem rewelacyjny - trzy osoby, "powstałe" w wyniku eksperymentów genetycznych, przewidują przyszłe morderstwa. W oparciu o te wizje przyszłości działa oddział policji prewencyjnej, która zajmuje się łapaniem przestępców - zanim jeszcze popełnią swoje zbrodnie. Wszystko funkcjonuje doskonale przez 5 lat - do momentu, w którym następną osoba odpowiedzialną za dokonanie "przyszłego" morderstwa jest sam detektyw John Anderton.
Oglądając "Raport Mniejszości" miejscami odnosiłem wrażenie, że oglądam "Mission Impossible". Główny bohater nie dość, że wygląda identycznie (w obu filmach Tom Cruise), to jeszcze robi bardzo podobne rzeczy, które w skrócie można opisać jako "niemożliwe". Jednak tutaj w żaden sposób nie ujmuje to filmowi, a wręcz przeciwnie - sceny akcji są naprawdę niesamowite - szczególnie, że dzieją się w świecie przyszłości, gdzie oddziały policji korzystają z dość ciekawych zdobyczy techniki. Widać, że nie oszczędzano pieniędzy na efekty specjalne. Poza skojarzeniem z "Mission Impossible" można również zauważyć podobieństwa zarówno do "Piątego Elementu", bądź "Gwiezdnych Wojen - Atak Klonów" jak i również do kultowego "Matrixa".
Jednak film nie jest tym, czego po nim oczekiwałem. Skrycie miałem nadzieję na dzieło, które można by stawiać na równi z takimi obrazami jak "Blade Runner" lub "Obcy". Niestety, wymogi komercyjne są twarde i film produkowany za olbrzymie pieniądze w dzisiejszych czasach musi się przynajmniej zwrócić - mamy więc przynajmniej o jedną żenującą scenę za dużo oraz zbyt mocno lukrowane, typowe dla filmów amerykańskich zakończenie. Mimo iż fabuła jest naprawdę rewelacyjna, to jednak jest w niej o wiele za dużo "dodatków" uprzyjemniających odbiór filmu przez tzw. "odbiorcę masowego". Wszystkie motywy każdej z postaci zostały wytłumaczone do najdrobniejszego szczegółu. Dobro zwycięża - zło zostaje pokonane w stu procentach. Brakuje zastanawiania się "dlaczego on tak postąpił?" - wszystko podane jest na złotej tacy. Trochę przeszkadza, że nie zostawiono widzowi żadnych zagadek - zupełnie nie czuję potrzeby oglądania filmu jeszcze raz.
Kończąc tę recenzję chciałbym powiedzieć, iż film mi się jednak bardzo podobał. Były to dwie i pół godziny rozrywki na najwyższym poziomie. Szkoda jedynie, że "Raport Mniejszości" pozostawia tak wielkie uczucie niedosytu.