Kolega, przed obejrzeniem filmu, powiedział mi, że muzyka "Requiem dla snu" dzieli się na cztery części, noszące nazwy od pór roku.
W filmie zwracałam uwagę na to, jak wszystko się rozkręca: lato, kiedy wszystko jest wspaniale, jesień, gdy wszystko się pogarsza, i zima - apogeum, tracenie wszystkiego przez własne uzależnienie. Według mnie zrobiono to świetnie. Przejścia są płynne, niemal niezauważalne, a końcówka - naprawdę mocna. Warto wtedy przypomnieć sobie tylko odrobinę niepokojący początek.
A czemu nie ma wiosny? No to jasne - żeby film bardziej przemawiał. oczywiście, niewielki procent uzależnionych wychodzi z nałogu, ale i tak... Szkoda, że przez to wszystko jest takie pesymistyczne i dołujące.