Tytuł, jak ktoś wcześniej wspomniał, chyba powinien zawierać słowo "marzeń", a nie "snu". Nadzieja, która na początku jeszcze jest uzasadniona i ma oparcie w rzeczywistości stopniowo pogrąża się w absurdzie. Marzenia umierają. Uzależniasz sie i stajesz sie rzeczą, którą można kupić, na której można zarobić. Współczucie? A kogo to interesuje? Ludzi z metra? Tych "normalnych", którzy żyją wolni od nałogu?
A najgorsze, że sam im nie współczuję. Nawet nie mam z tego powodu poczucia winy, wyrzutów sumienia. To ja byłem w metrze i wzruszałem ramionami, to ja byłem w biurze i wezwałem policje, to ja byłem ich sąsiadem i patrzyłem na nich z myślą "cóż oni ze soba zrobili?", to ja kupowałem ich ciała i dusze - gardząc uczuciami. Moje marzenia, pragnienia potrzebują ich rzeczywistości, ale nie potrzebują ich marzeń. Brak mi słów uznania dla ludzi, których marzenia potrzebują marzeń innych ludzi i którzy wbrew wszystkiemu i wszystkim chcą pomóc tym, którzy nie pomogą sobie sami.